Made in China – ten napis towarzyszy nam od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Z Chin przylatują do nas ubrania, sprzęt RTV i AGD oraz wiele różnych dziwactw. Brakowało jednak samochodów z prawdziwego zdarzenia. Ten fakt ma zmienić dzisiejszy bohater. Zwą go ZXAUTO Grand Tiger i jest przedstawicielem pick-upów. Czy chińskie auto składane w Polsce ma szansę namieszać w tym segmencie? No cóż, nie chciałbym od razu stawiać na nim krzyżyka, ale nie trzeba być potomkiem Nostradamusa, by przewidzieć, że wielu zarejestrowanych egzemplarzy raczej nie spotkamy…
Z zewnątrz
Pick-upy sprzedają się świetnie w Stanach Zjednoczonych. Dlaczego? Bo tam wszystko, co jest duże ma powodzenie. Poza tym są wszechstronne i sprawdzają się jako samochody do pracy. W Europie jest trochę inaczej. Tak naprawdę trudno spotkać farmera w słomianym kapeluszu za kierownicą tego typu auta. Może dlatego, że nasi farmerzy mają mniejsze portfele… U nas największą zaletą charakteryzującą ten segment jest możliwość odliczenia podatku VAT. Niewątpliwie ważną kwestią jest także uroda. Czasy, w których pick-upy wyglądały jakby były zbudowane z klocków LEGO już dawno minęły. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie ujrzałem Grand Tigera. Stawiając to auto obok Rangera lub Navary będziemy mieć wrażenie, że dzieli je ćwierć wieku. Tak naprawdę Tygrysowi bliżej do Taty. I wcale nie chodzi o mojego tatę, tylko o jeden z modeli indyjskiego producenta. Przednia część nadwozia budzi mieszane uczucia. Klasyczne reflektory, niewielki i prosty do bólu zderzak, oraz atrapa przypominająca jednorazową tackę do grillowania. Jednak najbardziej kontrowersyjnym elementem okazuje się maska – wygląda tak, jakby przez cały czas była niedomknięta. Z profilu samochód wygląda najlepiej – w pełni normalnie. W oczy rzucają się przede wszystkim solidne progi. Z tyłu najbardziej widoczna jest skromna szerokość chińskiego auta, którą dodatkowo uwydatnia wysokie nadwozie.
Wewnątrz
Zacznę od kolorystyki, jaką zastosowano w kabinie. Ilość różnych kolorów jest wręcz denerwująca. Wygląda to tak, jakby ktoś zamontował w remizie dwa stroboskopy i oznajmił, że to dyskoteka. Jakość materiałów użytych do wykończenia wnętrza jest wyjątkowo kiepska. Nawet w autach z tego segmentu oczekuje się znacznie lepszego wykonania. W ogóle nie wiem, czy powinienem używać słowa „jakość”. Po dłuższej chwili refleksji dotyczącej kokpitu, zadałem sobie pytanie: na czym ja siedzę? No cóż, jak otworzyłem drzwi wyglądało to na fotel. Po zajęciu miejsca poczułem się jak na krześle. Jednak po 15 minutach miałem wrażenie, że okupuje jakiś taboret. Przednie siedziska nie wiedzą czym jest podparcie boczne oraz co oznacza słowo „wygoda”. Są zdecydowanie za twarde i nie mają w sobie za grosz komfortu. Plusem tej części kabiny jest spora ilość miejsca na nogi oraz nad głowami. Podobna sytuacja dotyczy drugiego rzędu. Nawet wysocy pasażerowie nie powinni narzekać na brak przestrzeni, jednak ze względu na skromną szerokość, najwygodniej będzie tu dwojgu. Kilka słów należy oddać wyposażeniu, które znalazło się w „Tygrysie”. Zacznę od tego, że auto parowało jakby było jeżdżącą sauną. Nie dziwi więc fakt, iż jadąc z wybranką mego serca spotykałem się z dwuznacznymi uśmiechami mijających nas ludzi. Kolejnym elementem podkreślającym „magię” Grand Tigera był wskaźnik paliwa, który pokazywał tyle paliwa, na ile miał ochotę. Niestety nijak miało się to do rzeczywistości. Następną ujmującą rzeczą w kabinie był radioodtwarzacz z możliwością odczytu plików MP3 oraz wejściem USB. Pomyślałem, że to jedna z droższych zabawek we wnętrzu. Myliłem się. Po uruchomieniu radia, tylko w większych miastach mogłem liczyć na znalezienie jakiejś stacji, a każda piosenka, którą usłyszałem, w niczym nie przypominała muzyki. W samochodach tego rodzaju liczą się jednak możliwości załadunkowe. Paka nie imponuje niestety rozmiarami. Ma także skromną ładowność. W dowodzie rejestracyjnym wynosi ona zaledwie 600 kg. W dzisiejszych czasach są konkurenci, którzy mają dosłownie dwa razy większe możliwości.
Wrażenia z jazdy
Pod maską testowanego egzemplarza znajdował się 2,5-litrowy silnik Diesla o mocy 170 KM. To jedna z najdziwniejszych współczesnych jednostek z jaką miałem do czynienia. Co by nie mówić, dobrze radziła sobie z autem ważącym 1860, jednakże już od 2 tysięcy obrotów… przestawała skutecznie rozpędzać chińskiego pick-upa. Poza tym jeśli przekroczymy tę wartość, w aucie zaczyna panować klimat techno, czyli wszechobecny hałas. Dużą zaletą tej jednostki jest natomiast tzw. „dół”. Praktycznie od najniższych obrotów, jakie możemy osiągnąć, auto sprawnie „odpycha się” do przodu. Jednak jazda Grand Tigerem przypomina nieco odpuszczenie grzechów. Nie chcę powiedzieć, że jeździ się tym autem jak za karę, ale po dłuższej podróży tym chińskim modelem ogarnęło mnie uczucie, że odpuszczono mi wszystkie winy i zło jakie wyrządziłem. Możliwości (bądź co bądź niecodziennego) silnika są całkiem spore, ale mija się z celem wkładanie go do samochodu, w którym słowo „bezpieczeństwo” jest terminem drugorzędnym. Hamując awaryjnie z około 120 km/h nie ma co liczyć na skuteczność układu – z przodu zastosowano tarcze, z tyłu zaś bębny… Poza tym reakcja na ruchy kierownicą jest tak opóźniona, jak przyjazd pociągu, którym najczęściej podróżuję (czyt. bardzo opóźniona). Zawieszenie zastosowane w tym modelu to klasyka gatunku – resory piórowe z tyłu oraz drążki skrętne z przodu. Taki zestaw sprawdza się w terenie, aczkolwiek na utwardzonej nawierzchni radzi sobie znacznie gorzej. Jeśli o terenie już mowa, warto wspomnieć o możliwościach chińskiego przedstawiciela pick-upów. Możliwość wyboru napędu, duży prześwit i lubiący niskie obroty silnik tworzą zgrany zespół, który potrafi wyciągnąć „Tygrysa” z wielu opresji. Nawet w cięższych warunkach auto spisywało się nader dobrze. Przykro jest mi to stwierdzać, ale to jedna z nielicznych zalet tego auta.
Podsumowanie
ZXAUTO Grand Tiger to propozycja dla… No właśnie, dla kogo? Jeśli auto ma poruszać się tylko i wyłącznie po budowie, być może ktoś odważny będzie chciał je kupić. Cena podstawowej wersji to 79 950 zł. Jest to znacznie mniej, niż za auta konkurencji, ale według mnie „Tygrys” nie jest wart tych pieniędzy. Co z tego, że ma wyposażenie, skoro nie wszystko w nim działa? Co z tego, że ma dość żwawy silnik, jeśli hamuje bardzo słabo i kiepsko skręca? Co z tego, że posiada sporą przestrzeń w kabinie, jeśli siedzi się w niej jak na koźle? No właśnie nic z tego…
Dane techniczne ZXAUTO Grand Tiger 4×4
– Silnik: turbodiesel, R4, 16 zaw.
– Typ zasilania paliwem: wtrysk bezpośredni Common Rail
– Pojemność: 2500 cm³
– Moc maksymalna: 125 kW (170 KM), 3800 obr./min.
– Maks. moment obrotowy: 392 Nm, 2000 obr./min.
– Skrzynia biegów: manualna, 5-biegowa
Z- biornik paliwa: 73 l
– Napęd: 4×4
– Wymiary (dł./szer./wys.): 5080 x 1750 x 1735 mm
– Masa własna/ładowność: 1860/877 kg
– Spalanie (miasto/trasa/średnie) średnie z testu: 10,0 l
– Emisja CO2: 234 g/km
– Prędkość maksymalna: 160 km/h
– Przyśpieszenie 0-100 km/h: 15 s
– Cena wersji podstawowej: 56 900 zł netto
– Cena wersji testowej: 79 950 zł
– Cena modelu testowego: 86 087 zł