Następca, młodszy brat, czy jak kto woli potomek Samuraia w niemal niezmienionej formie jest z nami już od 1998 roku. Przez 15 lat produkcji głównymi zmianami, jakich doświadczył, było przeprojektowanie deski rozdzielczej oraz zastąpienie dźwigni sterującej układem napędowym przyciskami na konsoli środkowej. Samochód przechodził dwa delikatne faceliftingi, benzynowa jednostka o pojemności 1.3 została zastąpiona inną, o nieco większej mocy, do gamy dorzucano 1,5-litrowego diesla, a na końcu i tak wycofano go ze sprzedaży.
Trudno więc nie wyciągnąć pewnych wniosków. Samochód jest po prostu udaną i pewną konstrukcją, której cechy zawsze będą pożądane przez określoną grupę ludzi. Świetnie sprawdza się w lekkim, a nawet trochę trudniejszym terenie, pozostawiając wszystkie mini-SUV’y daleko w tyle. My jednak sprawdzimy go w różnych warunkach drogowych.
Ponadczasowa sylwetka
Mimo upływu lat i tylko nieznacznych modyfikacji nadwozia, Jimny dumnie prezentuje się w salonie obok swoich wiele młodszych braci. Charakterystyczny grill i pionowo umieszczone reflektory to znaki rozpoznawcze małego Suzuki. Szkoda, że przyjemnie dopełniający całości wlot na masce jest jedynie atrapą. Przednia część nadwozia naprawdę może się podobać – pod warunkiem, że zaakceptujemy zupełnie inną scieżkę, jaką podąża ta mała terenówka. Z tyłu nie ma już tyle polotu, za to odnajdziemy nawiązanie do kilku klasycznych terenowych wyjadaczy – kierunkowskazy umieszczone w zderzaku.
Całość wygląda nieco komicznie i wywołuje uśmiech na twarzy. Wysoka i krótka bryła stoi wysoko nad powierzchnią ziemi, sugerując tym samym, że Jimny nie zamierza niczego udawać. Stosunkowo duże koła natomiast zdradzają, że luźne podłoża nie powinny stanowić dla niego większego problemu. W wersji Elegance, oprócz możliwości pokrycia nadwozia jednym kolorem, możemy się zdecydować na podwójne malowanie, tak jak to ma miejsce w testowanej odmianie.
Skromnie
Wnętrze Jimny’ego zostało znacznie zmodyfikowane po pierwszym faceliftingu. Od tamtej pory wygląda właściwie cały czas tak samo, nie dając się porwać dzisiejszej modzie i zachowując swój prosty i przejrzysty styl. Dzięki skromnej budowie deski rozdzielczej, tunelu środkowego i boczków drzwi z przodu mamy stosunkowo dużo przestrzeni wokół, co pozwala nam na pełną swobodę ruchów. Z tyłu nawet dwie osoby będą mieć niewiele miejsca na szerokość, co jest oczywiste, z uwagi na umieszczone obok nich nadkola.
Za kierownicą siedzi się oczywiście wysoko i w pozycji pionowej. Fotele mają wygodne i dobrze trzymające po bokach oparcia, czego niestety nie można powiedzieć o samych siedziskach. Co dziwne, siedzenia kierowcy nie da się jednym ruchem pochylić, a jednocześnie przesunąć do przodu, w celu zajęcia miejsca z tyłu. Mamy taką możliwość tylko po stronie pasażera, jednak i tam fotel nie wróci do pierwotnej pozycji. Wykonanie, rzecz jasna, nie jest mocną stroną Jimny’ego – królują twarde plastiki, choć w większości przypadków dobrze spasowane. Na plus muszę natomiast zaliczyć dobrze leżącą w dłoniach i przyjemną w dotyku kierownicę.
Jimny kryje w sobie sporo drobnych schowków i półek, choć jednej z nich, szczerze mówiąc, zupełnie nie rozumiem. Chodzi o wnękę pod konsolą centralną, która kształtem sugeruje, że mógłby w niej spoczywać telefon, jednak od strony lewarka zmiany biegów nie jest niczym zabezpieczona, a przecież nasze Suzuki nie boi się pokonywać stromych podjazdów. Nie licząc tego drobnego mankamentu, Jimny zdaje się być dość funkcjonalne. Tylne fotele można bardzo prostym ruchem położyć, a wtedy z symbolicznych rozmiarów bagażnika tworzy się już przyzwoitą pojemność do wykorzystania.
Wyposażenie testowanego Jimny jest całkiem niezłe. Obejmuje między innymi radioodtwarzacz CD, klimatyzację, światła przeciwmgielne, podgrzewane fotele, tapicerkę ze skóry syntetycznej z naszywkami „Jimny” na oparciach, elektrycznie regulowane lusterka i szyby przednie oraz aluminiowe felgi. Szkoda, że napęd płyt nie odtwarza plików mp3, a jakość dźwięku pozostawia wiele do życzenia. Jeśli miałbym kupować Jimny dla siebie, widziałbym je przede wszystkim jako samochód rekreacyjny, wykorzystywany w wolne weekendy na przejażdżki w poszukiwaniu ciekawego terenu, a wtedy muzyka byłaby nieodłącznym elementem każdej podróży. Brakuje także komputera pokładowego, więc nie dowiemy się nic o aktualnym zużyciu paliwa. Z moich wyliczeń wynikało, że po przejechaniu 400 kilometrów silnik spalił około 40 litrów benzyny, co jest dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę jazdę w większości w mieście i w terenie, a także mało opływowe nadwozie i spore opory toczenia. W standardzie otrzymujemy za to coś, co w świetny sposób zastępuje nam czujniki parkowania – doskonałą widoczność we wszystkich kierunkach.
Etap pierwszy – drogi utwardzone
Prowadzenie Jimny’ego na asfalcie jest ciekawym doświadczeniem, bowiem zachowuje się zupełnie inaczej niż zdecydowana większość nowych samochodów. Sam układ precyzyjny jest raczej bezpośredni, natomiast w zakrętach odczujemy mocno, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Jimny buja się, choć przyznam szczerze, że ani razu nie odczułem strachu z powodu zbyt dużego wychylenia nadwozia, co nie jest wcale takie oczywiste, gdy spojrzymy na wąską bryłę terenowego malucha. Jest za to twardo – każdą nierówność czujemy zarówno w ciele, jak i na kierownicy. Przyzwyczajenia wymagają także hamulce, „łapiące” trochę później niż w zwyczajnych osobówkach. Skrzynia biegów pracuje z oporem i mogłaby być nieco bardziej precyzyjna, ale wrzucanie poszczególnych przełożeń nie sprawiało mi większych problemów.
Jeżdżąc po normalnych drogach, sprawdziłem dynamikę jednostki napędowej i, prawdę mówiąc, spodziewałem się gorszych rezultatów. Samochodem da się sprawnie poruszać po ulicach miasta i nie wymaga to wcale idealnego wyczucia w operowaniu skrzynią biegów. W takich warunkach bezapelacyjnie pomagają trzy właściwości Jimny’ego – duży prześwit, wysokie opony i bardzo niewielkie rozmiary. Podjedziemy dosłownie pod każdy krawężnik i wciśniemy się w masę miejsc, o których większość SUVów może pomarzyć. Poza tym, 1,3-litrowy silnik pracuje cicho i kulturalnie, co ułatwia poruszanie się samochodem na co dzień.
Etap drugi – drogi nieutwardzone
Jeśli polubiliśmy podróżowanie po równych nawierzchniach, tym bardziej polubimy jazdę po tych mniej uczęszczanych lub zapomnianych. Jeśli nie, czeka nas narzekanie na wszelkie wstrząsy, nerwowe pokonywanie nierówności i różne dziwne odgłosy z zewnątrz, jak i te świadczące o nieustannej walce auta z „żywiołem”. Gdy już się przekonamy (a wiem, że kiedyś to w końcu nastąpi), zaczniemy patrzeć na wszystko z innej perspektywy. Drgania przechodzące bezpośrednio na kierownicę zaczniemy doceniać, wczuwając się coraz bardziej w nierówną drogę, a do stuków przywykniemy, zapisując sobie w głowie, że tak po prostu musi być.
Im więcej piachu, kałuż, błota i pochyłej formy terenu trafimy po drodze, tym uśmiech na twarzy będzie stopniowo coraz większy. Po czasie zrozumiemy wreszcie, dlaczego zdecydowano się na taką konstrukcję zawieszenia (zależne z trzema elementami prowadzącymi, sztywnymi mostami i sprężynami – z przodu i z tyłu), przemierzając kolejne kilometry wszelkiego rodzaju dróg gruntowych.
Etap trzeci – teren
Chyba nie muszę wprost pisać, gdzie nasz wojownik czuje się najlepiej. Wjeżdżamy w piaszczysty teren z licznymi pagórkami i kałużami, po czym załączamy przedni napęd, przytrzymując przez chwilę „4WD” na konsoli środkowej lub, jak kto woli, zostajemy jedynie przy napędzie na tył, będąc w gotowości w razie zakopania się. Jimny jednak łatwo się nie poddaje i przy odrobinie cierpliwości wyjedziemy nawet z głębokiego piachu. Czasem musimy sobie jednak pomóc, jeśli ugrzęźniemy w błocie.
Prawdziwa zabawa zaczyna się, gdy przed nami stanie dość pokaźnie wyglądający podjazd. Jeśli nigdy nie mieliśmy okazji tego robić samemu, wcale nie musimy czuć się niepewnie. Wystarczy zdrowa ocena otoczenia i kierunku jazdy plus głos z boku mówiący, że niepotrzebnie wpadamy w panikę i pokonamy podjazd bez najmniejszego problemu. Zaletą naszej małej terenówki jest świetna widoczność i przekazywanie kierowcy wszystkiego, co dzieje się pod kołami, dzięki czemu jazda staje się naprawdę łatwa, a co za tym idzie, bardzo przyjemna. Musimy oczywiście pamiętać o uważnym podjeżdżaniu „pod kątem”, bo Jimny jest wąskie i dość wysokie.
Ciekawie robi się też wtedy, gdy przed podjazdem pod górę załączymy reduktor, wrzucimy jedynkę i ruszymy, a po chwili puścimy nogę z gazu. Samochód sam wdrapie się na szczyt bez chwili zawahania – można poczuć, jakby naprawdę wysunął pazury i wbijał je w podłoże uzyskując stuprocentową przyczepność. Ktoś jeszcze ma wątpliwości co do możliwości terenowych tego spryciarza?
Jimny ma także krótki rozstaw osi i zwisy – kąty natarcia, rampowy i zejścia wynoszą kolejno 34, 31 i 43 stopnie, za co należą się duże brawa. Pomaga to w bezstresowym pokonywaniu niektórych przeszkód, jak choćby większe kamienie.
Okiem przedsiębiorcy
Ceny zaczynają się od kwoty 53 900 zł za odmianę Club. Do kolejnej wersji wyposażenia musimy dopłacić 5 tys. złotych, a „nasz” egzemplarz to wersja Elegance, droższa o kolejne 3 tys. złotych, z dorzuconym lakierem metalizowanym za 2 tys. złotych. Uzbierało nam się więc 63 900 złotych, co jest już sporą kwotą. Ja jednak uważam, że samochód jest wart tych pieniędzy, ze względu na spore możliwości w terenie i powszechnie znaną niezawodność.
Choć Jimny nie nadaje się na typową „firmówkę”, wspomnę o ofercie leasingu, jaką oferuje nam Suzuki. Do wyboru mamy Multileasing Start, Multileasing Bezpieczny oraz Leasing Konsumencki – opłata wstępna może wynosić od 0%, natomiast wartość końcowa maksymalnie 35%. W przypadku kredytu, wpłata własna również zaczyna się od 0%, natomiast okres spłaty może trwać do 96 miesięcy.
Dla pasjonatów
Jimny z pewnością nie jest samochodem dla każdego. Myślę jednak, że każdy potrafiłby zaznać w nim trochę radości z jazdy nawet przy niewielkich umiejętnościach i doświadczeniu. Małe Suzuki jest bardzo łatwe w prowadzeniu, co w dużym stopniu odróżnia go od większych i „twardszych” terenówek. Ma też jedną niezaprzeczalną zaletę – brak konkurencji.
Japoński wojownik w skali mini jest naprawdę wielki duchem. Jeśli zaakceptujemy większość jego wad, możemy się mocno przywiązać do tego, co da nam w zamian. Po oddaniu kluczyka i dokumentów już nie mogłem się doczekać, kiedy znów wypróbuję małego wojownika w terenie.
Dane techniczne Suzuki Jimny 1.3 VVT Elegance
- Pojemność: 1328 cm³
- Moc maksymalna: 85 KM przy 6000 obr./min.
- Maks. moment obrotowy: 110 Nm przy 4100 obr./min.
- Skrzynia biegów: 5-biegowa, manualna
- Spalanie (miasto/trasa/średnie): 8,9 /6,0 / 7,1 l (średnie z testu: 10 l)
- Emisja CO2: 162 g/km
- Prędkość maksymalna: 140 km/h
- Przyśpieszenie 0-100 km/h: 14,1 s
- Cena wersji podstawowej: 53 900 zł (1.3 VVT Club)
- Cena wersji testowej: 61 900 zł
- Cena modelu testowego: 63 900 zł