Jakiś czas temu testowałem Alfę MiTo w wersji Distinctive, już wtedy przypadła mi do gustu. „Włosi od zawsze potrafili tworzyć piękne choć niekoniecznie niezawodne samochody. To dzięki nim nasze drogi nie wyglądają ponuro i monotonnie. Mało tego, potrafią oni również tworzyć auta dające radość z jazdy, a w samochodach właśnie to kochamy”. Skoro tak było przy „zwykłej” wersji Distinctive to pomyślcie, co musi czuć kierowca zasiadający za kierownicą topowej wersji MiTo – Quadrifoglio Verde. Zapraszam na test.
Z zewnątrz
Cóż, o tym samochodzie w zasadzie wszystko już zostało powiedziane. I nieważne, czy będę go zachwalać, czy krytykować i tak nic nie wskóram – każdy i tak ma już swoje zdanie. Możecie więc spokojnie przewinąć tekst do następnego akapitu, jeżeli jednak interesuje Was co mam do powiedzenia, zapraszam.
Autko wygląda bardzo spójnie i dynamicznie. W zasadzie nie ma do czego się przyczepić. Chociaż muszę przyznać, że bok samochodu podoba mi się najmniej i nawet szyby bez ramek nie potrafią nakłonić mnie do zmiany zdania. Najbardziej zaś przypadł mi do gustu przód. Podoba mi się do tego stopnia, że aż mam ochotę wyskoczyć na kilka warszawskich obstawionych skarbonkami arterii strzelić sobie kilka pamiątkowych fotek. Przód auta, jak dla mnie, jest idealny. Szeroko i stosunkowo nisko rozstawione reflektory, genialnie, centralnie uwypuklona maska od zderzaka, aż po dysze spryskiwaczy – po prostu mistrzostwo. Niestety całość szpeci trochę na siłę doklejona ramka na tablicę rejestracyjną.
Wnętrze
Na pierwszy rzut oka wnętrze MiTo to kolejny powód do zachwytu. Piszę na pierwszy, bo kiedy już rozsiądziemy się w środku, znajdziemy kilka niedociągnięć. Ale zapomnijmy o tym i na razie skupmy się na tym, co sprawia, że szybciej bije serce.
Nie da się przejść obojętnie obok czerwonych, skórzanych, podgrzewanych foteli z wyhaftowanym logo marki. Wyglądają świetnie! Fantastyczny jest też komfort, jaki oferują. Skóra jest przyjemna w dotyku, a długość siedziska i oparcia, oraz ich twardość zapewniają przyjemną i nie męczącą podróż.
Deskę rozdzielczą wykonano tak, by wyglądała jakby zrobiono ją z włókna węglowego i jest to miłe urozmaicenie w stosunku do modnego ostatnio „lakieru fortepianowego”. Póki co, wrażenia jak najbardziej pozytywne, do momentu gdy zagłębiam się bardziej w to, co przygotowali Włosi.
Wielkim niedociągnięciem jest podłokietnik. Choć ładny i składany, to jednak w codziennym użytkowaniu raczej będzie przeszkadzał, niż umilał podróż. Po jego rozłożeniu biegi zmienia się bardzo niewygodnie, a o hamulcu ręcznym w ogóle można zapomnieć.
Kolejna wada, to sposób obsługi panelu nawigacji i ustawień samochodu. Wyświetlacz owszem kolorowy, owszem duży, ale czemu nie jest dotykowy? I jeszcze to niewygodne pokrętło, którego po prostu trzeba używać, by ustawić cokolwiek, a robienie tego podczas jazdy stwarza duże zagrożenie. Dużym zagrożeniem może być również wielkość pedałów, a zwłaszcza odstępy między nimi. W większych butach, lub przy obuwiu z grubą podeszwą pedały wciskamy raczej intuicyjnie niż precyzyjnie, a przy tym nieustannie należy się pilnować, by przypadkiem nie wcisnąć dwóch lub nawet trzech jednocześnie. Na pochwałę nie zasługuje również ilość oferowanej przestrzeni na tylnej kanapie, choć sądzę, że w tak dobrze wyglądającym aucie można to wybaczyć.
Właściwości jezdne
MiTo napędzał benzynowy turbodoładowany silnik o pojemności 1,4 l generujący moc wynoszącą 170 KM i moment obrotowy rzędu 250 Nm. Moc maksymalną uzyskamy przy 5500 obr./min. i przyznać muszę, że jadąc MiTo dojście do tego poziomu jest prawie niezauważalne. Niezauważalne ponieważ auto przyśpiesza tak odczuwalnie przyjemnie, że zamiast myśleć o zmianie biegów, w głowie ciągle dzwoni „więcej, więcej”.
Kiedy jednak weźmiemy sobie do serca wskazówki obrotomierza i zaczniemy poruszać dźwignią zmiany biegów pierwszą setkę zobaczymy już po 7,5 sek. Może byłoby szybciej, gdyby nie bardzo krótka „jedynka”, która wymaga pewnego potrenowania przed wzorowym startem do setki z wykorzystaniem pełnej mocy. Wskazówka prędkościomierza powinna – według producenta – zatrzymać się zaś przy 219 km/h. W tak małym samochodzie to się czuje, zwłaszcza, gdy droga przestaje być płaska. Twarde zawieszenie i niskoprofilowe opony sprawiają, że zbliżając się do nierówności lepiej mocno chwycić za kierownicę – może zabujać. Za to na gładkiej nawierzchni nie ma sobie równych. Nawet ostre zakręty pokonywane z dużą prędkością stają się dziecinnie łatwe. Wszystko za sprawą systemu Q2, który symuluje pracę mechanizmu różnicowego o zwiększonym tarciu wewnętrznym.
Dodatkowo nad bezpieczeństwem podróżujących czuwa znany już z podstawowych MiTo system DNA. Pozwala on na łatwe i momentalne zmiany trybów jazdy. DNA wpływa na pracę układu kierowniczego, przepustnicy i wszystkich systemów bezpieczeństwa czynnego. Kierujący może wybierać spośród trzech trybów – „All Weather”, „Normal” i mój ukochany „Dynamic”. „All Weather” polecam tylko w naprawdę trudnych warunkach, do codziennej, dynamicznej jazdy raczej się nie nadaje. „Normal” zamienia MiTo w dynamiczny, ale bardzo przewidywalny, codzienny środek lokomocji. „Dynamic” zaś polecam włączyć w każdej innej sytuacji.
Okiem przedsiębiorcy
Ceny MiTo w podstawowej wersji zaczynają się od 48 900 zł, jednak na model Quadrifoglio Verde musimy przeznaczyć prawie dwa razy więcej – dokładnie 87 500 zł. . Nie jest to mało, ale w zamian dostajemy rewelacyjnie wyglądający samochód, który oprócz tego dostarcza nieprzeciętnych wrażeń z jazdy. Tylko czy są one warte aż tyle? Wydawać by się mogło, że 87 500 zł powinno wystarczyć na wszystko plus kilka dodatków ekstra, okazuje się jednak, że lista opcji jest w tym wypadku bardzo długa.
W standardzie otrzymamy światła przeciwmgielne, reflektory halogenowe, ABS z EBD, komplet poduszek, radio CD/MP3 sterowane z kierownicy, dwustrefową klimatyzację, wspomniany system DNA, oraz VDC – samoblokujący mechanizm różnicowy Q2. Do tego jeszcze kilka podstawowych dodatków.
A co z opcjami? W salonie Alfy przyjdzie nam zapłacić praktycznie za wszystko. Alarm 1500 zł, czujniki parkowania 1050 zł, tempomat 1200 zł, lakierowane zaciski hamulców 650 zł. Największe zdziwienie budzą jednak ceny za inne dodatki. Naklejka boczna z logo Quadrifoglio 900 zł, naklejki Alfa Romeo na masce 1000 zł, naklejki AR na dachu 1000 zł. Nie wiem z czego je robią ale na pewno nie z czegoś, czego jakość usprawiedliwiałaby cenę. Najdroższy dodatek do naszego MiTo to siedzenia sportowe Sabelt 9750 zł, sporo też przyjdzie nam zapłacić za wspomnianą nieszczęsną nawigację – 6000 zł. To i tak nie jest wszystko. Mógłbym jeszcze długo wymieniać listę opcji, które w przypadku innych marek są w wyposażeniu standardowym.
Podsumowanie
Alfa Romeo MiTo 1.4 TB Quadrifoglio Verde to auto raczej dla pasjonatów. Jego cena sprawia, że żeby wybrać MiTo spośród konkurencji musisz naprawdę kochać tę markę. Oprócz stylistyki urzekają w nim świetne wrażenia z jazdy, które potrafią chociaż odrobinę wynagrodzić niektóre niedociągnięcia.