MotoNews.pl

Ford B-Max 1.0 EcoBoost Titanium – trzy cylindry w mikrovanie?

17 marca 2014

Kategoria | Testy samochodów
Marka, model | ,
1ford b max1.0ecoboost titanium

Na temat tego silnika Ford rozwodził się już w milionach reklamowych artykułów. Zapewne kojarzycie też z reklamy telewizyjnej pana skaczącego do wody przez kabinę Forda B-Maxa, a wszystko dzięki brakowi słupka B. To ewenement. Czy te dwie nowinki w połączeniu dobrze się sumują?

Ford B-Max to gwoli ścisłości „najedzona” Fiesta. Wiele elementów mikrovana pochodzi wprost z tego miejskiego modelu. Podobieństwa znajdziemy zarówno w widocznych miejscach auta, jak wnętrze lub nadwozie, jak i w rozwiązaniach technicznych niewidocznych gołym okiem.

Wygląd B-Maxa nie powala, aczkolwiek jest to całkiem ładne, uśmiechnięte, jak reszta marki, miejskie „wozidełko”. Co ważne, auto ma proporcjonalną sylwetkę, co nie jest takie oczywiste w przypadku mikrovanów. Pas przedni z reflektorami LED do jazdy dziennej sprawia, że auto na pierwszy rzut oka wygląda nowocześnie i atrakcyjnie. To jedyne wyróżniki, ponieważ tył samochodu jest przeciętny, a bok intryguje tylko przy otwartych drzwiach. Dlaczego?

Ponieważ, tak jak w reklamie, widzimy, co się dzieje po drugiej stronie samochodu. Brak słupka B jest niecodziennym zjawiskiem, a tylne, przesuwne drzwi, potęgują wrażenie przestronności i ułatwiają wsiadanie. No może nie do końca, ponieważ drzwi wysuwają się zakrywając sporą część kanapy, a widoczna szyna ma prawie metr. Drzwi skrywają również niewidoczny słupek B. Oczywiście taka konstrukcja wymogła na inżynierach przemyślenie sztywności auta, więc jest ono wysokie, wąskie, a ilość blachy w tylnej części trochę przeraża (waga modelu to 1,2 tony). Coś za coś, jak to zwykle bywa – magia kompromisu. Fajny bajer, ale czy do końca użyteczny, nie wiadomo. Aczkolwiek ze słupkiem B samochód na pewno by się tak nie wyróżniał.

Piszę o tym dlatego, ponieważ rozwiązanie to nie wpływa na przestrzeń w środku. Samochód nie jest ogromny, lecz po prostu większy niż Fiesta, a mniejszy niż Focus. Dla niezdecydowanych w sam raz. W środku spokojnie będą podróżować cztery dorosłe, a nawet wysokie osoby. Wrażenie przestronności potęguje szklany dach, który mocno rozświetla wnętrze i jasną tapicerkę. Siedząc w środku nie odczuwa się żadnego skrępowania. Pot na czole może wystąpić przy próbie spakowania całej czwórki do bagażnika. Trzysta litrów to skromny wynik, więc polecam bagażnik dachowy.

Warto również wspomnieć o miejscu dla kierowcy. Za kółkiem Forda B-Max siedzi się wysoko, jak w typowym minivanie, co jest zaletą w miejskiej dżungli. W odnajdywaniu się w otoczeniu pomoże Wam również spore przeszklenie auta – widoczność jest bardzo ok. Ponadto materiały okalające siedzących w środku są miękkie i dobrej jakości i nie trzeszczą. Sam kokpit samochodu trochę przeraża. Liczbę przycisków należy liczyć w dziesiątkach, aczkolwiek po jakimś czasie człowiek się do tego przyzwyczaja. Mimo wszystko wygląda to trochę kosmicznie.

Guziki służą jednak konkretnym celom, a wyposażenie w wersji Titanium, krótko mówiąc, rozpieszcza. Elektryczne szyby, komputer pokładowy czy zestaw audio z odtwarzaczem CD nikogo nie dziwi, ale… automatyczna klimatyzacja lub czujnik deszczu oraz system zapobiegania kolizjom przy małych prędkościach (do 30 km/h) to jak na ten segment, wyposażenie z górnej półki. Nad bezpieczeństwem czuwają również poduszki powietrzne oraz ABS, ESP itp.

Drugą ciekawostką, którą Ford wynosi na piedestał, jest wspomniany, benzynowy silnik EcoBoost. Wyciśnięcie z litra pojemności oraz trzech cylindrów 125 KM wymagało od inżynierów sporo pomysłowości, aczkolwiek ich rozwiązania spisują się na medal. Ponadto jednostka napędowa nie brzmi jak kosiarka, a turbina nieźle radzi sobie z elastycznym przyśpieszaniem. Wraz z pięciostopniowym „manualem” silnik pracuje doskonale. Jest po prostu wystarczający, zwłaszcza w mieście, a przy tym spala śladowe ilości paliwa. Ford B-Max „pije” średnio 6 litrów na 100 km, a możliwe jest też zejście poniżej tego wyniku. Nie wiem, czy jakiś wpływ ma na to system Start&Stop, aczkolwiek jak dla mnie mogłoby go tam nie być.

Silnik to jedno, ale czy B-Max jeździ, jak wszystkie Fordy? Może Wam się wydawać, że mikrovan powinien być: po pierwsze i najważniejsze – komfortowy. Na szczęście tak jest, ponieważ zawieszenie zestrojono przy zachowaniu zasady złotego środka. Sprawdza się dobrze i w mieście, i w krętych drogach poza nim. Tylko Ford wie jak to zrobić, a w połączeniu z dobrym i przewidywalnym układem kierowniczym prowadzenie samochodu nie nudzi, jak podróż autobusem. Krótki rozstaw osi gwarantuje jednak lekkie podskakiwanie samochodu na wybojach, więc podsumowując jest całkiem podobnie, jak w Fordzie Fiesta.

Oczywiście Ford B-Max to nie demon prędkości i połykacz autostrad. Samochód dobija do pierwszej setki w 11,2 sekundy, a jego „v-max” to tylko 189 km/h. Wraz z maksymalnym momentem obrotowym na poziomie 200 Nm nie powalają na kolana, ale przecież to nie sportowe auto, tylko spokojny mikrovan, więc musimy patrzeć na te dane troszkę przez palce.

Okiem przedsiębiorcy
Jeśli myślicie, że tak mały silnik obniży wartość samochodu to muszę Was rozczarować. Ta „genialna” konstrukcja kosztowała Forda wiele lat pracy i sporo nakładów finansowych. Niestety producent chce to teraz odzyskać i cena egzemplarza testowego została ustalona na 82 tysiące złotych. Oczywiście w cenę wchodzi najwyższa opcja wyposażenia i dodatki, aczkolwiek kwota ta jest sporo wyższa od auta ze standardowym silnikiem 1,4 Duratec. Na szczęście Ford przewiduje spore upusty, więc można spokojnie utargować nawet 10 tysięcy złotych.

Ford B-max w tej konfiguracji posiada sporo innowacji. Ich połączenie czyni z modelu dość ciekawą pozycję na rynku, która mocno wyróżnia się na tle konkurencji. Jednakże obiektywnie je oceniając postawiłbym sporego plusa przy silniku, a braku słupka B jednak nie oceniał. Niestety tylko pierwszą opcję można wybierać, a druga cecha to stały element. Jednak trzy cylindry w „napompowanej” Fieście są jak najbardziej przydatne i spisują się wyśmienicie, więc nie bójcie się dopłacić.

Autor: Konrad Stopa, źródło: auto-strefa.pl