W relacji z ostatniego naszego testu ASXa rozpisywałem się na temat zalet tego samochodu. Czy w przypadku topowej wersji Ralliart z większym silnikiem będzie podobnie? Czas zdradzić tajemnicę…
Zazwyczaj jestem sceptycznie nastawiony do wersji specjalnych danego modelu. Ze względu na to, że są limitowane i już skonfigurowane kosztują po prostu więcej. W przypadku Ralliart mamy do czynienia z tą samą sytuacją, aczkolwiek w Mitsubishi oznacza to coś niepowtarzalnego. Poza tym azjatycka marka jest dość konserwatywna w swojej różnorodności.
Świadczy o tym choćby fakt, że ASX debiutował już 5 lat temu (w 2012 facelifting) i jest mocno kanciastym, lecz nie brzydkim crossoverem (wtedy nazywano go chyba jeszcze SUVem). Według mnie jest nawet ładniejszy od swoich młodszych braci: 2008 i C4 Aircrossa, zwłaszcza w białym lakierze, którym cechuje się wersja Ralliart.
Nie tylko to wykończenie wyróżnia limitowaną edycję. Są to również srebrne wstawki w nadwoziu, światła do jazdy dziennej LED oraz czarne 17-calowe, aluminiowe felgi, które kontrastują wyśmienicie z kolorem lakieru.
Najciekawszą niespodzianką, jaką oferuje ASX jest jego wnętrze, a raczej ilość miejsca w środku. Po prostu z zewnątrz auto wygląda na mniejsze niż jest w rzeczywistości. Każdy z 4 pasażerów będzie podróżował wygodnie. Podróż umili mu skórzana tapicerka z alcantarą oraz dedykowany dla tej wersji system audio. Nie przeszkodzą we wspólnej jeździe również bagaże, ponieważ 442-litrowy bagażnik zmieści bez problemów kilka walizek.
Sam projekt wnętrza jest przeciętny, lecz ergonomiczny. Widać po nim upływ czasu i brak designerskich fajerwerków. Oczywiście, takie proste rozwiązanie znajdzie zapewne wielu fanów, jednak patrząc na konkurencję, jest tam bardziej kolorowo i ciekawiej.
Jednakże kierowca na pewno nie będzie narzekał. Wysoka pozycja za kierownicą pozwoli mu prowadzić samochód z łatwością, a nawigacja oraz kamera cofania wyprowadzi go z każdej opresji – zwłaszcza, że ASX wyposażono w napęd 4×4, który można włączyć/zblokować jednym przyciskiem. Wówczas półtoratonowe auto poradzi sobie w trudniejszych warunkach w 80% przypadków. Trzeba jednak uważać i pamiętać, że to nie bardziej offroadowy Outlander lub Pajero.
Mitsubishi ASX swoją niezawodność zawdzięcza również samemu silnikowi. 2.2-litrowa jednostka wysokoprężna generuje 150 KM już przy 3500 obrotów na minutę. Nie może się pochwalić niesamowitymi osiągami, ponieważ 190 km/h oraz przyspieszenie w 10,8 s do setki to raczej słabe wyniki. Co ciekawe, mniejszy silnik (1,8 l) może pochwalić się lepszymi osiągami. Na obronę większej jednostki dodam tylko, że jest dużo bardziej żwawa i dynamiczna, przez co wyprzedzanie poza miastem na jednopasmowej drodze nie podnosi ciśnienia krwi kierowcy i pasażerom. I do tego wszystkiego ten diesel nie brzmi najgorzej…
Większy silnik, logicznie rzecz biorąc, powinien więcej palić. Tutaj jednak Mitsubishi broni się, ponieważ spalanie prezentuje się obiecująco. W trasie przeciętny kierowca jest w stanie dobić do 5 litrów na 100 km, a w mieście do 8 litrów. Biorąc pod uwagę gabaryty i masę auta, to dobry wynik.
Trochę gorzej sytuacja wygląda, gdy spojrzymy na cennik ASX Ralliart. Tak, jak już wspominałem, plakietka limitowanej edycji kosztuje – i to nie mało. Dokładnie to prawie 130 tysięcy złotych.
Wyposażenie oraz świadomość, że prowadzimy oryginalne auto to na pewno plusy modelu, ale w tym przypadku nie warto przepłacać. Zwłaszcza, że tego samego ASXa z mniejszym „wow” można zakupić dużo taniej (brak wysokiej akcyzy ze względu na ponad dwulitrowy silnik.