Isuzu D-MAX to, o dziwo, jeden z najmniejszych modeli tej marki. Nie sądziłem, że kiedyś ze swoim prawem jazdy kategorii B uda mi się usiąść za kierownicą tego modelu azjatyckiego producenta. Życie bywa przewrotne i taka możliwość się pojawiła. Z przyjemnością odbyłem podróż tym King Kongiem.
Jak to z przerośniętą małpą bywa, najbardziej zwraca na siebie uwagę wyglądem. Isuzu D-MAX jest oczywiście dużo ładniejsze niż King Kong, aczkolwiek również ogromne. Aktualna generacja jest szersza od poprzedniej, ale co więcej, ma nowocześniejszą karoserię. Design pickupa jest teraz poprawny i nie odpycha tak bardzo. Za to należy się duży plus producentowi, bo przecież zrobić z takiego typu auta coś ciekawego, to sztuka. Krążą pogłoski, że Isuzu podobne jest Hiluxa – ja akurat tego nie zauważyłem.
Pickup Isuzu rzuca się w oczy dzięki przednim reflektorom zintegrowanym z grillem. Wykrzywiony łuk jest atrakcyjny i przypomina uśmiech. Może przez to auto nie wygląda na megatwardziela, ale wystarczy koło niego stanąć i od razu daje się zauważyć, że samochód nie jest standardowy. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że wygląd auta pasuje bardziej do Ameryki niż Azji.
Co ważne, pozytywne wrażenia wizualne nie znikają po wejściu do środka samochodu. Wnętrze Isuzu D-MAX jest utrzymane w stonowanych odcieniach czerni oraz brązu i w ogóle nie przypomina rozwiązań znanych z samochodów użytkowych. Mimo, że zastosowane plastiki są twarde i wytrzymałe, to projekt konsoli centralnej i deski rozdzielczej jest elegancki, a zarazem ergonomiczny. Brawo dla wszystkich, którzy się do tego przyczynili. No i jeszcze jedna uwaga – wygląda to nowocześnie, a nie jak w ostatnio testowanych Mitsubishi. Mam tutaj na myśli ekran multimediów, automatyczną klimatyzację i wiele innych opcji wyposażenia, które możemy dowolnie konfigurować podczas kupna. Jeśli chodzi o przestrzeń – to dzięki poszerzeniu wnętrza miejsca jest teraz więcej. Dzięki temu w Isuzu może spokojnie podróżować 5 pasażerów. Niestety mogą oni narzekać na komfort, ponieważ przykładowo fotele w ogóle nie przytrzymują ciał pasażerów w zakrętach. Sprawę bagażnika musimy przemilczeć, bo go przecież jakby nie ma.
Jest za to paka, która naprawdę nieraz ułatwi życie drobnemu przedsiębiorcy. O posiadaniu tego typu auta na co dzień już kiedyś mówiłem. Racjonalnie nie da się tego zbytnio wytłumaczyć, aczkolwiek chętni są i pewnie będą.
Nowa generacja D-MAXa odkrywa przed nami także nowe technologie. Pod maską pickupa znalazł się nowy, dieslowski silnik z podwójnym doładowaniem (niestety wydający głośny klekot). Z 2,5-litrowej jednostki wyciągnięto 163 koni mechanicznych oraz 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Dostępny jest już od 1400 obr/min, co jest istotne przy jeździe terenowej lub ciągnięciu przyczepy. Z tym Isuzu radzi sobie wybornie, nawet jeśli jej masa to 3 tony.
Pięciostopniowa, automatyczna skrzynia biegów działa precyzyjnie, a krótkie przełożenia oszczędzają paliwo oraz idealnie pasują do ustawienia samochodu. Jako, że Isuzu D-MAX to nie demon prędkości, w ogóle nie brakuje szóstego biegu. Skrzynia wyposażona jest w reduktor.
Dla fanów off-roadu mam jednak złe wiadomości. Mimo sporych kół, dużego prześwitu i ramowej konstrukcji w Isuzu zabrakło centralnego mechanizmu różnicowego, a także stałego napędu na wszystkie koła. Biorąc pod uwagę konkurencję, tutaj producentowi należy się potężny “klaps”.
Z drugiej strony widać jednak, że auto ustawione jest maksymalnie komfortowo. Zastosowanie wielowahaczowego zawieszenia z przodu jednoznacznie potwierdza tę tezę. Auto prowadzi się w miarę przewidywalnie i pewnie. Jedyną wadą w prowadzeniu samochodu jest “ucieczka” pustego tyłu podczas nierówności.
Okiem przedsiębiorcy
Isuzu D-MAX, o dziwo, jest dość ekonomicznym samochodem. Mimo, że pierwotna cena testowanego egzemplarza to prawie 130 tysięcy zł, to najtańszą wersję można nabyć już od 76 950 zł. W tej kwocie otrzymamy gwarancję na 5 lat lub na przebieg 150 tysięcy km. Dodam też, że średnie spalanie podczas testu wyniosło 9 litrów na 100 km (jak na taki samochód – niezły wynik).
Pomyślicie sobie teraz: No dobrze, ale czy King Kong da się lubić? Olbrzymia małpa na pewno ma sporo fanów. Życzę tego samego Isuzu, bo przecież nie jest marką aż tak popularną, a szkoda. Produkuje naprawdę niezłe samochody i model D-MAX jest tego najlepszym przykładem. Oczywiście, nie ma tu mowy o azjatyckich podróbkach, o czym świadczy ten test oraz cena, która może nie jest najniższa, jednak w porównaniu do innych marek (Toyota) i tak atrakcyjna!