2016-07-20 00:01:29
Witajcie moi mili
Ja dalej swoje czyli Fiat Cinquecento Sporting!
Jak niektórzy wiedzą, przez pewien czas, oprócz rajdówki miałem seryjnego Sportinga, jako auto na co dzień. Niestety, dopadł go straszny grad, blacharę trzeba było zrobić, a dziecko było w drodze, więc trzeba było zmienić na coś większego i został sprzedany.
Jednak miłość nie rdzewieje, jak się okazuje, bo od początku roku zacząłem szukać Sportinga w maksymalnie seryjnym stanie. Miałem wymagania - musiał być czarny, bez zbędnych elektrycznych dodatków i szyberdachu.
Można powiedzieć co za problem, kupić tak plebejski wóz, a okazało się, że nie jest to takie proste.
Oryginalne Sportingi, to wymierający i to mocno gatunek. Codziennie byłem na OLX i Allegro. Podobnie z Autoscout i Ebay, po czasie równie autoricardo.ch.
W DE to widzę, stoją jedne i te same, w cenie ok 1000e w standardowym stanie. Na szwajcarskim autoricardo tylko jedna sztuka od trzech miesięcy ale za to za 500 franków.
W końcu kolega maniak klasycznych GTI z lat 90tych daje mi cyne, jedzie do Szwajcarii. To ja mówię ok, jadę z Tobą, bo tą jedną sztukę.
I tak we wtorek o 22 wyjeżdżamy ze Śląska do krainy spod znaku białego krzyża na czerwonym tle. On upolował Clio Sporta ph1 na tajle do swojego w Szwajcarii i Clio 1 1,8 16S w DE.
Ponieważ właściciel Clio był dostępny po wieczór, jedziemy najpierw po mojego do Berna. Auto było na sprzedaż w komisie, nie od tzw Turasa. Stało dłuższy czas, dla nich pewnie było tylko problemem. Po dojeździe na miejsce, ciężko miałem opanować podniecenie, żeby nie wzięli nas za wariatów. Transakcja przebiegła szybko i sprawnie. Zrzuciliśmy przyczepkę z lawety, na nią wpadło CCS. Akumulator był oczywiście kaput, ale odpalił od kopa z zewnętrznego źródła.
I tak pojechaliśmy po Clio Sport, które trzeba było wpychać na przyczepkę lawetę, bo aku również padnięty. Następnie noc na granicy, rano formaloności i ruszamy w Niemcy po kolejnego klasyka - Clio 1 1,8 16S.
Po dotarciu na miejsce, musiałem zwolnić miejsce na lawecie i wskoczyć za kółko. To może śmieszne, ale moja radość była nie do opisania!
Taki wypad byłbym niczym, gdyby nie przygody po drodze. Od początku słychać było łożysko na alternatorze, w końcu trochę stał. Nadszedł moment, że się zatarło, a pasek został na niemieckiej autobahnie. I tak 200 km leciałęm bez ładowania. W końcu nad ranem trzeciego dnia dojechaliśmy do Zgorzelca, gdzie aku wyzionął ducha. Co tu zrobić?
Telefon na taxi z nietypową prośbą o zakup akumulatora i dowóz na parking przy A4. Udało się, ruszam w stronę domu. Przejechałem prawie całą A4 i za bramkami w Katowicach znowu zabrakło prądu! Tym razem już brat mnie poratował i dojechałem do domu, uffff.
Auto ma do remontu blacharkę w tylnej części nadwozia - standard w CCS. Czy taki wyjazd miał sens, już padały pytania. Oczywiście, auta z zachodu zazwyczaj nie są tknięte naszą domo twórczością i oto głównie chodzi
Chciałbym, by dołączył do rajdówki, jako oryginalny Sporting, póki co będzie mi służył na dojazdy Tychy-Katowice.
Z konkretów, od kopa został zdemontowany i zregenerowany alternator plus nowy pasek Conti
Wóz jak to Szwajcar, z książka, serwisy bite do końca, przebieg 122 000. 3 oryginalne kluczyki. Poza blacharą jest jeszcze złamany fotel i jakieś wżery na lakierze plus pierdoły ale i tak jest super !
[ wiadomość edytowana przez: rallyfilip dnia 2016-07-20 00:08:05 ]