Choć nowy rok rozpoczął się już ponad cztery miesiące temu, zima nadal nie odpuszcza. Skoro jest tak uparta, to w oczekiwaniu na wiosenne, drogowe szaleństwa pozostańmy nadal w depresyjnych klimatach. W okresie zimowym niewątpliwie najbardziej aktywny jest styczeń. Miesiąc ten od dawna w większości kultur to czas podsumowań, noworocznych postanowień. Jest to również miesiąc, w którym dochodzi do największej liczby samobójstw. Nie ma się co dziwić. Po noworocznej nocy będąc na fali euforii obiecujemy sobie wiele. Rzeczywistość jednak często bywa brutalna. Początkowo niewiele osób przejmuje się chwilowymi niepowodzeniami. Jednak gdy zbliżamy się do końca miesiąca, nadchodzi załamanie. Okazuje się, że z noworocznych postanowień niewiele wyszło. Nie udało nam się rzucić palenia, mało tego, próbując to zrobić zachowywaliśmy się jak Doktor Jekyll i Mr Hyde, przez co naraziliśmy się najbliższemu otoczeniu. Nie udało się także zrzucić zbędnych kilogramów, a tym którzy próbowali przestać palić nawet przybyło. Zabrakło nam odwagi, żeby poprosić szefa o podwyżkę. Przychodzą pierwsze wezwania do zapłaty za świąteczno-sylwestrowe wymachiwanie kartą kredytową, gdzie popadnie. I do tego ten ciągły brak słońca, wstawanie po ciemku, wracanie do domu po ciemku, zimno, mokro – syf. Ogólnie mówiąc atmosfera stycznia sucks. Totalny dół przypada na poniedziałek ostatniego pełnego tygodnia stycznia. W kulturze jest już znany jako Blue Monday. To właśnie tego dnia najwięcej osób postanawia strzelić gola do własnej bramki i oddać mecz walkowerem. Ostatni poniedziałek stycznia mamy już za sobą i szczerze mówiąc nie bardzo interesowałem się ilością samobójstw. Pochłonięty byłem nowym lekarstwem na wszelkie smutki. Mamy dla Was prozak na kółkach. Tabletki szczęścia, które sprawiają, że problemy uchodzą w niepamięć i wraca nam chęć życia. Proponujemy Wam trzy cuda, które każdego dnia udowadniają, że warto żyć i cieszyć się życiem. Abarth 500 Esseesse, Golf VI R i Citroen DS3 Racing – jeżdżące bomby endorfinowe. Ale po kolei. Najpierw niepozorny Abarth. Czerwone, uśmiechnięte miejskie autko.
Abarth 500 Esseesse
Z zewnątrz
Abarth 500 to jeden z ładniejszych samochodów na rynku, a wersja Esseesse to jego najlepsze wydanie. Jest to na pewno samochód, za którym większość przechodniów oraz innych kierowców będzie się oglądać. Samochód wyróżnia się praktycznie wszystkim. Ostry czerwony kolor, białe sportowe naklejki z napisem Abarth pociągnięte przez całą długość samochodu oraz, rzadki widok na drogach, aż cztery rury wydechowe. Całości dopełnia spoiler będący przedłużeniem dachu. Autko aż krzyczy „Abarth, Abarth, Abarth!” i myślę, że z liczbą emblematów producent nieco przesadził. Doliczyłem się sześciu, z czego po dwa umieszczone są na każdym boku samochodu – znaczek przy drzwiach oraz wspomniana wcześniej naklejka. Gdyby dodać do tego jeszcze skorpiony umieszczone na białych szprychowych felgach dochodzimy do 10 znaczków na jednym małym autku. Ktoś musiał być naprawdę dumny z tego, co stworzył.
Wnętrze
Nie oszukujmy się, rodzina limuzyna to to nie jest. Sportowy charakter auta widoczny jest niemal w każdym komponencie: kubełkowych fotelach, obszytej czarną skórą z czerwoną nicią kierownicy (podobnie wygląda drążek zmiany biegów i hamulec ręczny), wskaźniku doładowania, a także czerwonych wstawkach na kokpicie. Jedyną rzeczą, która mnie razi, są tetrisowe, wielkie piksele na wyświetlaczu, ale w tym samochodzie przecież nie o to chodzi. Co do miejsca w samochodzie… dla dwóch osób jest go w sam raz i myślę, że to wystarczy, bo nie jest to auto do wspólnego podróżowania z kompletem pasażerów.
Właściwości jezdne
160 KM w samochodzie, który waży niewiele ponad tonę (1035 kg), a przy tym ma krótki rozstaw osi, to totalne szaleństwo. Obłęd wzmaga również moment obrotowy 230 Nm dostępny już przy 3000 obrotów. Samochód przyśpiesza do setki w 7,4 sekundy, a to naprawdę szybko. Biegi zmienia się bardzo lekko i precyzyjnie, a z wciśniętym gazem i po pięciokrotnym poruszeniu drążka autko rozpędza się do 211 km/h. 500-tką jeździ się rewelacyjnie, choć nieustannie trzeba być czujnym. Prowadzenie, przyśpieszenie, dźwięk generowany przez silnik i tłumik naprawdę cieszą. Jedyną wadą tego potwora jest jego niewielki bak, zaledwie 35 litrów. Średnie spalanie w mieście przy jeździe dającej radość wynosi nieco ponad 11 litrów. W trasie nietrudno zejść poniżej 7, l, średnio jednak spalanie utrzymuje się na poziomie około 8 litrów, a to powoduje częste wizyty na stacji benzynowej. Jednak pamiętajmy o tym, że jeździmy autem nietypowym, więc zazdrosne spojrzenia innych kierowców przy dystrybutorze mamy gwarantowane. Uważam też, że spalanie na poziomie około 8 litrów to niewielka cena, biorąc pod uwagę przyjemność z jazdy.
Citroen DS3 Racing
Z zewnątrz
Citroen jak dla mnie jest „odrobinę” zbyt krzykliwy. Sama linia nadwozia każdemu powinna przypaść do gustu, szczególnie sporych rozmiarów przedni grill znamionujący dużą moc. DS3 balansuje na pograniczu kiczu i dobrego smaku. Dach, lusterka i felgi w kontrastowych, krzykliwych kolorach sprawiają, że na widok sportowego Citroena można się trochę skrzywić. DS3 wymaga ciągłego przypominania sobie, że jest to samochód sportowy, a w tego typu pojazdach wygląd przynajmniej częściowo jest sprawą drugorzędną.
Wnętrze
Tutaj jest już naprawdę dobrze. Wnętrze DS3 najbardziej przypadło mi do gustu. Wstawki w krzykliwych kolorach owszem mogą trochę razić, ale całość i tak prezentuje się znakomicie. Na pochwałę zasługuje tutaj praktycznie wszystko. Kubełkowe fotele, które są – jak zresztą w większości francuskich samochodów – przewygodne i świetnie trzymają na zakrętach. Całości dopełniają cyfrowe zegary, które pod względem wyglądu pozostawiają Fiata 500 daleko w tyle. Warto też zwrócić uwagę na podsufitkę – w tym wypadku ma kolor czarny. Wnętrze naprawdę zachęca do jak najdłuższego w nim przebywania.
Właściwości jezdne
Tutaj stosunek mocy do wagi (1100 kg) auta naprawdę daje się odczuć. Samochód napędza niewielki silnik o standardowej pojemności 1.6 l, ale nie dajcie się zwieść, DS3 pchają do przodu 202 konie mechaniczne, a maksymalny moment to 275 Nm. Duży moment sprawia, że samochód dynamicznie przyspiesza już od najniższych obrotów. Przyśpieszenie najłatwiej zobrazować zwykłym manewrem wyprzedzania. Przy 2000 obrotów bez problemu z miejsca wyprzedzisz jeden, dwa samochody. Przy 3000 samochód i TIRA. A najprzyjemniej – choć niestety nie trwa to długo, bo wyprzedzane pojazdy momentalnie znikają w tylnej szybie – przyśpiesza się od 4000 obrotów, tutaj już spokojnie możemy się pokusić o bezpieczne wyprzedzenie 2-3 litewskich tirów. Samochód zachęca do późnej zmiany biegów. Przyśpieszenie oraz dźwięk, jaki generuje silnik w górnym zakresie obrotów, dają naprawdę dużego kopa z adrenaliny. Skacząc od jedynki do szóstki z gazem w podłodze rozpędzimy DS3 do prędkości 235 km/h, a to już daje się wyraźnie odczuć. Wprawnemu kierowcy zaznajomionemu już ze specyfiką auta rozbujanie samochodu do 100 km/h zajmuje zaledwie 6,5 sekundy. Naprawdę trzeba uważać. Prowadzenie samochodu również wymaga wprawy. Choć każdy metr przejeżdżamy pod czujnym okiem systemu kontroli trakcji, należy zachować czujność. Samochód trochę słabo poprzez kierownicę przekazuje kierowcy informacje płynące z kół, przez co trzeba chwilę pojeździć DS3, żeby go wyczuć. Kiedy już poczujemy się pewnie, możemy jednym ruchem wyłączyć całkowicie kontrolę trakcji i zabawa rozpoczyna się na nowo. Zachęca do niej też niskie spalanie. Podczas dynamicznej jazdy z częstym i długim przekraczaniem 5 a nawet 6 tysięcy obrotów DSC3 Racing spalił około 8,5 l benzyny na 100 km a to naprawdę śmieszna cena za uśmiech utrzymujący się na twarzy na długo po skończeniu jazdy.
Volkswagen Golf R 2.0 TSI 270KM DSG 4Motion
Ostatni i jednocześnie najmocniejszy powód do nieodbierania sobie życia.
Z zewnątrz
Volkswagen przyzwyczaił nas już do umiarkowanego polotu stylistycznego. Golf R nie jest tak krzykliwy, jak Fiat 500, czy Citroen DS3 i na pewno nie wzbudza tak wielkich emocji u przechodniów, jak włoskie i francuskie „pigułki szczęścia”. Nadrabia to jednak podczas jazdy, bo dźwięk generowany przez silnik i układ wydechowy przyciąga spojrzenia. Z zewnątrz od standardowej wersji Golf R różni się w niewielkim stopniu. Na zwykłą, znaną praktycznie każdemu „Kowalską” odmianę nałożono body kit, samochód wsadzono na powiększone felgi, z tyłu dodano centralnie umieszczony, podwójny wydech, a na koniec dołożono wisienkę w postaci emblematu „R” tak, żeby nie było złudzeń, iż poruszamy się samochodem wyjątkowym.
Wnętrze
Wnętrze, podobnie jak cała stylistyka samochodu, pozbawione jest wszelkich udziwnień. Nie ma jednak na co narzekać. Układ poszczególnych komponentów jest przejrzysty, znajdują się we właściwych miejscach. W samochodzie siedzi się rewelacyjnie. Na uwagę zasługują świetne fotele, które choć nie tak sportowe, jak w przypadku Fiata i Citroena również dobrze trzymają w zakrętach, a przy tym nie powodują zmęczenia na dłuższych trasach. Wnętrze Golfa R, poza mało finezyjnym stylem, przypada do gustu. Wydaje się być najlepiej wykonane, a oko cieszą delikatne i podnoszące estetykę szczegóły. Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale Golf R najbardziej zachęca do jazdy. Chodzi mi o to, że wsiadając do Fiata 500 nie do końca bierzemy go na serio. Z kolei przed DS3 Racing czuje się „respekt”, ponieważ jego wnętrze jest odrobinę przytłaczające, mniej przyjazne i wymaga pewnego przyzwyczajenia.
Właściwości jezdne
Golf jest zdecydowanie najcięższym z testowanych samochodów. Waży prawie półtorej tony (1466), dodajmy do tego kierowcę, ewentualnych pasażerów, bagaże i masa rośnie do prawie dwóch ton. Nie myślcie jednak, że samochód jest ociężały. Choć jest najcięższy, to jednak wyposażono go w najmocniejszy silnik spośród testowanych aut. Golfa R napędza 2-litrowy silnik o mocy 270 KM. Pozwala to na przyspieszenie od 0 do 100 km/h w 5,5 sekundy. Golfem również pojedziemy najszybciej. Przy sprzyjających warunkach można go rozpędzić do 250 km/h. Informację tę podaję głównie jako ciekawostkę, bo w naszych realiach, przy fotoradarowej nagonce raczej niewielu kierowców zdecyduje się zweryfikować te dane. Sam pojazd prowadzi się rewelacyjne. Golfa cechuje idealna twardość zawieszenia. Nie jest ono ani zbyt sztywne, ani zbyt miękkie. Można powiedzieć, że spośród testowanych egzemplarzy właśnie ten samochód jest najbezpieczniejszy. Nie jest tak dziki, jak Fiat 500, ani tak podsterowny, jak Citroen DS3. Golf R to auto dla „sportowców”, którzy osiągnęli już wiek, w którym przestaje się bagatelizować zagrożenia. Za nadrabianie braku umiejętności trzeba jednak sporo zapłacić. Golf jest niemal dwukrotnie droższy od Fiata 500.
Okiem przedsiębiorcy
Testowane samochody, biorąc pod uwagę ich praktyczność, nie należą do tanich. Decydując się na Abartha 500 Esseesse musimy się liczyć z wydatkiem 80 tys. zł. Z tej kwoty raczej ciężko będzie coś „urwać”, bo aktualnie Fiat nie oferuje żadnych rabatów dla tego modelu. A to dopiero początek. Citroen DS3 Racing to już wydatek rzędu 125 tys. zł. Oferta rabatowa również nie jest zbyt szeroka. Kupując sportowego Citroena możemy liczyć na 5% zniżki. Citroen nadrabia to szeroką ofertą kredytową, zarówno dla firm, jak i osób fizycznych. Golf VI to zdecydowanie najdroższa forma poprawiania sobie humoru. Decydując się na jego zakup musimy być gotowi na wydatek około 150 tys. zł. W chwili, gdy czytacie ten test, nie znajdziecie już Golfa R w salonach. Nie ma go już w żadnym cenniku.
Podsumowanie
Każdy z testowanych samochodów to lider w swojej klasie cenowej. Trudno jednoznacznie wskazać, który z nich jest najbardziej wart zakupu. Najlepiej mieć po prostu wszystkie trzy. Każdego na inną okazję. Abarth 500 Esseesse to idealna zabawka, w której możemy poczuć się jak w gokarcie, ale przy dłuższych trasach może być uciążliwy. Citroen DS3 jest samochodem nieprzeciętnym, o zdecydowanie najbardziej przyciągającej wzrok stylistyce. Golf VI R jest najbardziej praktyczny z całej trójki, dzięki czemu najbardziej nadaje się do codziennego użytku.