Matowe plastiki zderzaka Polonez 1996

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Witam towarzyszy zmagań z motoryzacyjnymi eksponatami made by FSO!

Osobiście posiadam od lat czterech takowy produkt wspomnianej fabryki. Wytworzony pod koniec 1996 roku w postaci czerwonego Poloneza Atu z unikatowym silnikiem 1.4 Rovera.
Nabyłem go dokładnie dnia 30 sierpnia 2004 w Warszawie, dla ciekawości powiem, że był to pierwszy samochód, który pojechałem oglądać, wertując gazetę stołeczną Motobiznes, bodajże, nie pamiętam już.
Od tamtego okresu przejechałem nim ponad 72 kkm (miał 68 kkm, a teraz ma 150 kkm), przejechałem nim przez cztery lata więcej,
niż on miał nakręcone przez lat 8. Przy zakupie od drugiego właściciela (miał go dwa lata, wyprzedawał się przez długi, pamiętam, że niechętnie się z nim rozstawał), dostałem - to ewenement - pełen zestaw kwitów, z oryginalną fakturą z FSO [na 30 tys PLN z 1996 r.), książkę serwisową, trzy komplety kluczy, pełen zestaw rachunków za serwisowanie, itp.. Aż w szoku byłem, gdy mi gość te kwity przekazywał.
Od razu wstawiłem mu gaz (z elektroniką polską, LechoLpg typ MiniLambda) i na tym gazie namiętnie go eksploatuję po dziś dzień, przez co zresztą układ paliwowy się przypchał całkiem mocno.
Wszystko sprawuje się w nim całkiem całkiem.
Przez te cztery lata zaszczycił mnie awariami w postaci HFG (słynny słaby punkt tych silników, naprawiłem, oczywiście, całkowicie sam, olewając zarazem zalecenia [rave] Rovera i po 47 przejechanych przez dwa lata od awarii kkm stwierdzam, że było to jedynie słuszne podjeście. Potem padł alternator (równie słynne przebicie diod alternatora Magneti Marelli, naprawiłem też, oczywiście, sam, prostownik 40 PLN, regulator 45 (stary był OK, ale zmieniłem).
Niedawno zmieniłem mu sprzęgło (tyż sam, całkowicie sam to poczyniłem). Reszty pierdół nie pomnę.

Otóż mam problem z nim taki - samochód trzyma się pięknie, aż dziwnie dobrze (pierwszy właściciel był człowiekiem z głową, samochód został pięknie zabezpieczony bitexem, fluidolem w progi a nawet ma takie ustrojstwo galwaniczne, co niby ma z rdzą walczyć - RustEvader się nazywa), ale problem z nim mam taki (w zasadzie to dyskomfort estetyczny). Otóż plastiki zderzaków i listw (mam czarne, Poldi jest z ostatniego prawie okresu przed przejęciem fabryki przez koreańców, którzy poobklejali Poloneza obleśnymi plastikami w kolorze nadwozia, bleee).

Są owe plastiki matowe i wypłowiałe całkiem. I nie wiem jak im przywrócić dawny blask bez udawania się do jakiśtam większych egzorcyzmów albo do wymiany na nowe.

Dla się toto "uczernić" jakąś gumigutą by wyglądało jak za dawnych lat, czy struktura materiału już się nie da przekonać do stosownego wyglądu?

Pomóżta, towarzysze, obywatele, ludu pracujący miast i wsi, godni i twardzi ujeżdżacze Polonezów!

ps. Sorry za przydługi wywód, ale nie umiem pisać o moim samochodzie w jednym zdaniu.


[ wiadomość edytowana przez: oprawca_1978 dnia 2008-09-22 14:27:37 ]
  
 
Odwiedź pierwszy lepszy market i zaopatrz się w czernidło do zderzaków - bądź w formie spray'u bądź płynnym, kilka zabiegów i czerń powróci do pełnego blasku
  
 
Cytat:
2008-09-22 15:00:22, GDA pisze:
Odwiedź pierwszy lepszy market i zaopatrz się w czernidło do zderzaków - bądź w formie spray'u bądź płynnym, kilka zabiegów i czerń powróci do pełnego blasku



Ha ! To jest takie cudo? Zaraz poszukam po necie.
Nie tyle, żeby mi te matowe plastiki spać po nocach nie dawały,
ale nie pasują do samochodu - lakier trzyma się extra a te plasiki
takie bleee.
Jakiś czas temu posmarowałem je olejem syntetycznym, gdy wymieniałem w silniku. Na dwa miesiace ładnie było, olej taki ma straszne zdolności penetracyjne.