Miałem dylemat niemały czy dokonywać reanimacji mojej paskudy, czy skusić się na ofertę żeźnika i oddać gada na żyletki.
Poprzednia zima poczyniła spore spustoszenia w blacharce choć głównie powierzchowne, no może poza nadkolem, drzwiami, klapą i jedną podłużnicą gdzie straty są dość poważne. Ponieważ byłem już wcześniej zaopatrzony w okazyjnie kupione cześci, mam znajomego, dobrego blacharzo-mechanika i cześć napraw wykonam sam, postanowiłem jeszcze raz dać mu szansę.Zakres prac bedzie następujący:
1. wymiana maski, błotnika, reperaturki, zderzaka przedniego, drzwi pasażera (nie chce mi się klepać)
2.spawanie podłużnicy (może dwóch)
3.malowanie całości (skąd niby mam wziać na to kasę?!)
4.zabezpieczenie podwozia
5.wymiana przegubu
6.zaciski i tarcze RS
7.felasie RS
8.lota zendera na dupcie (ha ze "stopem" za 60 zeta kupiłem!)
9.wymiana pompy wspomagania (chyba)
10.inne nieprzewidziane
Powie ktoś że nie warto, szkoda kasy itp. ale ja lubię tego drania, nigdy mnie nie zawiódł,w największe mrozy odpala na dotyk, oleju nie pali, 190 wyciąga
i kupę kilometrów zrobiliśmy po Polsce tylko już dawno przestał wyglądać. Szaleństw wielkich nie będzie, może Recaro, jak się uda za dobrą cenę dostać, boczki bagażnika obszyję, aluminiowa gała i ręczny z Pumy, ciemne szybki, polerowane relingi.Jutro wrzucę fotki żeby można było zobaczyć jak NIE powinien wygladać Esior.Trzymcie kciuki.