| Sortuj wg daty: rosnąco malejąco |
sterciu T E L E T U B I Ś wypożycz kampera !!! dolnyśląsk lub wielkopolska | 2007-05-12 10:05:51 nie wiem czy było ale znalezione na innym forum
Wkrótce zdjęcia wystarczą do ukarania kierowców PAP 18:30 Prawdopodobnie w ciągu trzech, czterech miesięcy do parlamentu trafi projekt ustawy przewidujący, że do ukarania za wykroczenia, np. przekroczenia prędkości, wystarczy zdjęcie tablic rejestracyjnych pojazdu - zapowiedział wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Marek Surmacz. W obecnym stanie prawnym policja musi udowodnić kierowcy, że to on prowadził pojazd, którym złamano przepisy. Sam fakt bycia właścicielem nie wystarczy do otrzymania mandatu. Jak wyjaśniał Andrzej Grzegorczyk, sekretarz Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, która opracowała wstępne założenia projektu, istotą projektu jest automatyzm karania. REKLAMA Czytaj dalej Wykroczenie zarejestrowane na wideoradarze będzie karane na podstawie numeru rejestracyjnego pojazdu - powiedział Grzegorczyk. Dodał, że pozostawiona zostanie możliwość złożenia wyjaśnień, np. że pożyczyło się samochód. W ocenie Grzegorczyka, w Polsce jest już "dość duża" liczba wideoradarów, ale przy obecnym systemie prawnym procedura egzekwowania mandatów z ich zdjęć jest dłuższa niż tradycyjne karanie i łapanie przy pomocy tzw. suszarki, czyli prędkościomierza. Zmiany - jak mówią ich twórcy - mają m.in. uwolnić do służby znaczną liczbę policjantów, bo kary będą miały charakter administracyjny i zwiększyć ściągalność mandatów, co ma przyczynić się do wyrobienia w obywatelach poczucia nieuchronności kary za łamanie przepisów. Zdaniem Grzegorczyka, poprawa stanu bezpieczeństwa wymaga zmian w trzech podstawowych sferach - jeśli chodzi o nadmierną prędkość, nietrzeźwych kierowców i stosowanie pasów bezpieczeństwa. Teraz w państwie prawa i sprawiedliwości kurdupli, trzeba będzie udowadniać swoją niewinność, bo z Ich założenia jesteś winny i nie potrzeba dowodów winy. Jest dobre prawo zdjęcie, tablice, twarz i nie ma dyskusji jesteś winny płacisz. To gamonie muszą kombinować jak tu sobie ułatwić ściąganie pieniędzy i dać zatrudnienie sądom, które i tak nie wyrabiają. Jak słyszę o takich pomysłach to mi ręce opadają. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-12 13:17:04 Zajrzyj czasem pod maskę
Pod maską jest dużo techniki. Możemy sporo napsuć przez działanie, ale i przez zaniechanie, jeśli nie zauważymy usterki. Co gdzie wlać? Co sprawdzać? Zobacz koniecznie. Coraz więcej samochodów buduje się w ten sposób, abyśmy w razie jakichkolwiek problemów musieli bezradnie rozłożyć ręce. Ale nawet jeśli coraz więcej samochodów automatycznie sprawdza sobie poziom oleju i wie, kiedy się kończy płyn w spryskiwaczu, to jeszcze nikt nie wymyślił auta, które potrafiłoby sobie samo te płyny kupić i w razie potrzeby uzupełnić! Ciągle mamy pole do popisu, tym większe, im auto starsze. Dowiedzmy się, co jest pod maską Możemy oszczędzać na naprawach, tylko gdy jesteśmy dobrze poinformowani. Kupując nowe auto, zawsze dostajemy komplet dokumentów, w tym instrukcję. W instrukcji znajdziemy informację, gdzie są wlewy oleju, płynu do szyb, itp. Porada: wlewy, które przeznaczone są dla nas (czyli niekoniecznie dla warsztatu), zwykle oznaczone są jaskrawymi kolorami: czerwonym, żółtym, niebieskim, itp. Jeśli nie mamy instrukcji obsługi, możemy do większości aut kupić książkę opisującą budowę i naprawy danego modelu. Jeśli chcemy uniknąć niespodzianek, dowiedzmy się, co należy regularnie wymieniać. W niektórych starych silnikach pasek rozrządu wymienia się np. co 40 tys. km, a zaniedbanie kończy się zawsze tak samo: remontem. Paski ważne i ważniejsze Pod maską znajdziemy pasek rozrządu, a także paski klinowe napędzające alternator, wentylator itp. Gdy pęka pasek rozrządu, zawory spotykają się z tłokami i niszczy się głowica. Gdy pęknie pasek klinowy, brakuje prądu, ale czasem także chłodzenia silnika! Filtr i wlew oleju Filtr powinien być wymieniany przy każdej wymianie oleju. To zadanie dla mechanika. Nas bardziej powinien interesować wlew oleju i bagnet. Poziom oleju sprawdzamy regularnie co kilkaset km, stawiając auto na równym podłożu. Poziom płynu hamulcowego Poziom tego płynu może nieznacznie opadać w miarę zużycia okładzin. Jednak za niski poziom oznacza zwykle wyciek. Uzupełniamy poziom i jedziemy do warsztatu! Filtr przeciwpyłkowy Zaparowane szyby? Wymień filtr kabinowy! Często dostęp do niego mamy od podszybia. Czasem już po roku filtr jest zużyty, a efektem jest zła wentylacja i smród w aucie. Jeśli wiemy, gdzie jest zamontowany filtr, możemy go sami wymienić. Bezpieczniki W starszych autach chowane pod maską, a w nowszych - także pod deską rozdzielczą albo i tu, i tu. Jeśli coś nie działa, sprawdźmy bezpieczniki. Akumulator Nowoczesne akumulatory w sprawnym aucie wymagają minimum obsługi, ale z instalacją auta bywa różnie. Warto sprawdzać poziom elektrolitu, uzupełniać braki wodą destylowaną i doładowywać baterię. Kontrola Płyn w układzie wspomagania wymienia się rzadko, ale kontrola poziomu jest niezbędna. Kable wysokiego napięcia Dobre kable wytrzymują wiele lat, słabe - rok, dwa. W autach z instalacją LPG kiepskie kable i świece zapłonowe odpowiadają za strzały w kolektor. Na benzynie ich zużycie może być zauważalne tylko w deszczowy dzień, na gazie - zawsze, niezależnie od pogody. Płyn w układzie chłodzenia Gdy silnikowi robi się ciepło, może być to skutek braku płynu w chłodnicy. Uwaga: ten korek odkręcamy tylko wtedy, gdy silnik jest zimny! Inaczej zostaniemy poparzeni. Płyn sprawdzamy często, wymieniamy co 2-3 lata. Płyn spryskiwacza Z tego korka musimy nauczyć się korzystać - płyn do spryskiwacza dolewamy sami. Płyny są dowolnie mieszalne, także zimowe z letnimi. Wlewając kiepski płyn, ryzykujemy m.in. wdychaniem wstrętnego zapachu. Żarówki reflektorów W niektórych autach wymiana żarówki to koszmar (słaby dostęp), a mimo to musimy nauczyć się, jak je wymienić. Przetrenujmy to w okolicy domu. Uwaga: nie dotykamy palcami szklanej bańki żarówki. Filtr powietrza Aby wymienić filtr powietrza, nie trzeba kończyć wyższych studiów. Rozpinamy zatrzaski obudowy, wyjmujemy stary filtr i w takiej samej pozycji układamy nowy. Zabrudzony filtr podwyższa zużycie paliwa i zabiera moc. Jak dużo musimy umieć? Naszym zdaniem przeciętny kierowca musi umieć wymienić żarówkę, sprawdzić poziom oleju i uzupełnić jego niedobór, a także dolać płynu do spryskiwacza. Jeśli nie mamy książki obsługi, możemy poprosić o poradę mechanika lub znajomego. Za drugim razem damy radę sami! Czynności dla bardziej zaawansowanych to sprawdzenie i wymiana bezpieczników, wymiana filtra powietrza czy kabinowego oraz dolanie płynu do chłodnicy. Olej, przewody i świece przy odrobinie wprawy też możemy wymieniać sami. Bezwzględnie do zadań warsztatowych należy kontrola i wymiana paska rozrządu oraz sprawdzanie hamulców, m.in. ze względu na odpowiedzialność za ewentualne błędy. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-12 23:03:24 Porady - Drgania kierownicy
Drgania? To tarcze albo i nie... Drżenie kierownicy odczuwalne przy hamowaniu przyprawia o dreszcze. Jakie są przyczyny powstawania tego zjawiska? Niepokojące objawy towarzyszące hamowaniu mogą przytrafić się w każdym aucie niezależnie od wieku. Wina spada zwykle na tarcze hamulcowe. Jeśli są zwichrowane, powodują drgania przy hamowaniu. Przyczyna usterki może jednak tkwić głębiej i wymiana tarcz często nie poprawia jakości hamowania albo poprawia ją na krótko. Odkształcenie tarcz hamulcowych może być spowodowane zużyciem. Jeśli ich grubość spadła poniżej dopuszczalnej granicy, mają prawo stracić swoje parametry. Jeśli jednak tarcze mimo niewielkiego przebiegu i łagodnego traktowania zwichrowały się, trzeba szukać przyczyn gdzie indziej. Problem może tkwić w... tylnych hamulcach. Uważa się, że auto hamuje głównie kołami przednimi, a tylne mają w tym stosunkowo niewielki udział. Jeśli jeździmy sami, tak właśnie jest. Sprawa ma się jednak inaczej, jeśli do auta wsiądzie komplet pasażerów wraz z wakacyjnym bagażem. Automatyka rozkładu sił hamowania natychmiast „pobudza do pracy” hamulce tylne. Jeśli „tył” jest zużyty, przód pracuje ponad siły. W efekcie już po krótkim czasie nowe tarcze hamulcowe są krzywe, bo uległy przegrzaniu. Drgania mogą występować też na skutek zużycia elementów zawieszenia przedniego. Nierówności nawierzchni sprawiają, że podczas hamowania koła mogą wpadać w drgania, co oczywiście przenosi się na kierownicę. Kiepski stan zawieszenia sprawia, że nawet nieznaczne odkształcenia tarcz mogą być odczuwalne wyraźnie przy hamowaniu. Problemem są też wady piast. Są to pozostałości np. po uderzeniu w krawężnik. Idealna tarcza po założeniu na odkształconą piastę będzie generować drgania. Receptą jest wymiana lub naprawa uszkodzonej piasty lub... przetaczanie tarcz zamontowanych na piastach (bez demontażu ich z auta). Uwaga: przetaczanie tarcz hamulcowych dopuszczalne jest, gdy pozwala na to ich grubość. Po wykonaniu zabiegu nie może być ona niższa niż wartość graniczna podana przez producenta (zwykle 9-12 mm w przypadku tarcz pełnych, 18-25 mm w przypadku wentylowanych). Po wymianie lub przetaczaniu tarcz zawsze trzeba założyć nowe klocki. Często pojawia się problem drgań podczas szybkiej jazdy i to mimo dokładnego wyważenia felg. Przyczyną może być również delikatnie skrzywiona piasta. Receptą na takie drgania jest doważenie kół na samochodzie. To bardzo skuteczne rozwiązanie, ale po każdym zdjęciu koła doważenie trzeba powtórzyć. -------------------------------------------------------------------------------- Warto sprawdzić Usterki przednich hamulców mogą mieć przyczynę w słabych hamulcach tylnych albo w niesprawnym zawieszeniu auta - np. w krzywych piastach kół. Jeżeli tylne hamulce działają za słabo, przednie przegrzewają się i krzywią. -------------------------------------------------------------------------------- Nie przegrzej hamulców Podczas ekstremalnie trudnych warunków eksploatacji (np. w górach) temperatura wentylowanych tarcz hamulcowych może chwilowo dochodzić do ok. 500°C, a w przypadku tarcz niewentylowanych nawet do 700 czy 800°C. Tarcze renomowanych producentów wytrzymują takie obciążenia cieplne, ale w przypadku produkcji wielkoseryjnej zakłada się, że tego typu temperatury będą przytrafi ać się sporadycznie. Stąd na górskich, stromych i długich zjazdach znaki „używaj silnika”. Chodzi o to, aby podczas długiego zjazdu cały czas jechać na biegu, hamując silnikiem. Inaczej możemy bardzo rozgrzać hamulce auta, co powoduje gwałtowny spadek lub całkowity zanik ich skuteczności. Wówczas samo hamowanie silnikiem może już nie wystarczyć. Jeśli niesprawny jest układ hamulcowy, tarcze możemy przegrzewać właściwie cały czas, skracając w ten sposób ich żywotność. Do przegrzewania tarcz prowadzi nie tylko awaria zacisku hamulcowego. Tarcze przegrzać można także wtedy, kiedy oryginalne felgi zastąpimy innymi, dobranymi według własnego uznania. Trzeba pamiętać, że liczy się nie tylko wentylacja, jaką zapewnia fabryczna felga, lecz także jej zdolność do odprowadzania ciepła. Jeśli ze względu na szczególnie trudne warunki (np. po długim, górskim zjeździe) nadmiernie nagrzejemy tarcze, lepiej jest nie zatrzymywać auta od razu, tylko wystudzić je podczas łagodnej jazdy. Jeśli zaparkujemy, tarcze stygną nierównomiernie – inaczej tam, gdzie osłaniają je klocki, a inaczej na pozostałej części. Podobnie, jeśli mając gorące tarcze, wjedziemy w kałużę. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-15 11:41:01 Porady - powody "gubienia" oleju
Ile oleju zużywają samochody? Czy silnik, który zużywa olej, musi być popsuty? Dlaczego jedne silniki zużywają dużo oleju, a inne prawie wcale? Kiedy silnik należy naprawić, a kiedy wystarczy dolać oleju? Zużycie oleju przez silnik to normalne zjawisko, tyle że jedne potrzebują go bardzo dużo, a inne niemal nie wykazują ubytków. Potoczna opinia jest taka, że ilość przepalanego oleju zależy głównie od stanu silnika - jeżeli jest nowy, to nie powinien zużywać go wcale. To nieprawda! Poza kondycją silnika na zużycie oleju wpływ ma również jego konstrukcja i sposób eksploatacji. Oleju może ubywać z kilku przyczyn. Najprościej, bo gołym okiem, da się stwierdzić wycieki oleju z silnika. Zazwyczaj nieszczelności pojawiają się w okolicach uszczelki pokrywy zaworowej, uszczelki pod głowicą lub uszczelniaczy wału korbowego lub rozrządu. Niestety, znalezienie miejsca wycieku bywa trudne, bo pęd powietrza w czasie jazdy zazwyczaj rozprowadza olej po całym silniku. Część oleju jest też w silniku spalana. Do komory spalania trafia olej, który przecisnął się przez niewystarczająco szczelne pierścienie tłokowe czy też uszczelniacze zaworowe. Im cięższe warunki pracy (wysokie obroty, duże obciążenie), tym zużycie oleju większe. Dlatego właśnie najmniej oleju, czyli w zasadzie tak mało, że normalny użytkownik nie jest w stanie zauważyć żadnych ubytków, zużywają dobrze utrzymane, niewielkie silnki benzynowe o dosyć prostej konstrukcji. Znacznie bardziej "olejożerne" są silniki wyposażone w turbosprężarki, zarówno te benzynowe, jak i diesle. Największymi niszczycielami oleju są wysilone jednostki sportowe. Tu zużycie mierzy się w litrach na 1000 km. Jak sprawdzić? W czasie kontroli poziomu oleju auto musi stać na płaskiej powierzchni. Niewielkie pochylenie może zafałszować wynik. Jeżeli silnik jest ciepły, należy zawsze odczekać co najmniej kilka minut, aż olej spłynie do miski z zakamarków silnika. Najpierw wyciągamy bagnet, wycieramy go niepylącą szmatką lub ręcznikiem papierowym. Następnie sprawdzamy poziom. Warto zwrócić uwagę na stan oleju. Jeżeli ma dziwny kolor, np. jest jasny i mętny, lub jest go więcej niż przy poprzedniej kontroli, jedziemy do warsztatu! Jak często? Większość producentów dopuszcza zużycie oleju na poziomie nawet ponad litr na każde 1000 km. W większości aut różnica między stanem maksymalnym i minimalnym na bagnecie wynosi ok. 1 litra, przy czym ostra jazda ze stanem minimalnym bywa ryzykowna. Dlatego właśnie w przypadku sprawnych aut sprawdzamy olej przynajmniej raz na 1000 km lub przed każdą dłuższą trasą. Uwaga! Wiele nowych silników "na dotarciu" przez pierwszych kilka tys. km zużywa nawet 2 l oleju na 1000 km! Sprawdzajmy częściej! Uwaga na dolewki! Jeżeli zauważymy, że stan na bagnecie zbliża się do minimalnego, dolewamy oleju. W miarę możliwości używamy takiego samego oleju, jaki był nalany do silnika. Bardziej ryzykowne jest mieszanie ze sobą różnych olejów, szczególnie jeśli mają odmienne parametry. Teoretycznie wszystkie oleje silnikowe są ze sobą mieszalne, ale dolewka oleju gorszej jakości powoduje, że cały olej traci swoje parametry. Tak czy inaczej bezpieczniej jest doraźnie dolać "na chwilę" nawet gorszego oleju, niż chociaż przez moment jeździć na sucho! Potem jak najszybciej wymieniamy cały olej na nowy! Oleju dolewamy tylko do schłodzonego silnika! Skąd te wycieki? Wycieki oleju mogą wynikać z uszkodzenia uszczelek i uszczelniaczy spowodowanego starzeniem się materiału lub zużyciem eksploatacyjnym. Nie wolno ich nigdy lekceważyć. Kapiący olej zagraża środowisku naturalnemu, niszczy elementy gumowe, a nawet jeśli trafi na rozgrzany wydech, grozi pożarem. Uwaga! Wycieki oleju mogą świadczyć o zaawansowanym zużyciu auta - jeżeli silnik ma zużyte pierścienie tłokowe i gładzie cylindrów, dochodzi do wzrostu ciśnienia w skrzyni korbowej. Gazy wypychają olej przez uszczelki. Normy zużycia oleju dla wybranych aut: - opel astra classic 1.6 16V - do 1,6 l/tys. km - mitsubishi space star GDI - do 1,0 l/tys. km - renault scénic 1.6 16V - do 0,5 l/tys. km - volkswagen touran 2.0 TDI - do 1,0 l/tys. km |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-16 08:15:11 Porady - tuning silnika
Mocy przybywaj! Wzrost nawet o 100 KM Od zawsze kierowcy marzą o tym, aby ich samochód był szybszy. Wydanie dużych pieniędzy na tuning auta nie jest problemem. Jednak wydanie ich tak, aby naprawdę przybyło mocy, to już wyzwanie. Najprostszy sposób to zmiana auta na lepsze. Jednak amatorzy tuningu nie idą na łatwiznę: przecież zawsze da się podnieść moc jednostki napędowej, zamiast na lepsze auto, można wydać pieniądze na stuningowanie starego! Jeśli zrobimy to profesjonalnie, samochód będzie miał podobną trwałość jak seryjny - ale zapewni nam więcej przyjemności z jazdy. Jednak nieumiejętne ingerowanie w konstrukcję silnika może przysporzyć kłopotów i ogromnych wydatków. Podpowiadamy, które modyfikacje i akcesoria mogą naprawdę poprawić osiągi auta, a które będą źródłem poważnych kłopotów, albo co najmniej stratą pieniędzy. Do benzynowych turbina W przypadku silników benzynowych najskuteczniejszym sposobem na znaczne podniesienie mocy jest montaż turbosprężarki. To droga operacja, ponieważ poza drogą turbiną w aucie trzeba zastosować zaprojektowany na potrzeby konkretnego silnika układ wydechowy oraz (w niektórych przypadkach) wydajniejszy system zaopatrywania silnika w paliwo. Wszystkie te elementy są dość drogie, a koszty modyfikacji podnosi niemal obowiązkowe odprężenie silnika i modyfikacje układu korbowo-tłokowego, których celem jest utrzymanie trwałości silnika na poziomie zbliżonym do fabrycznego. Jeśli zdecydujemy się na samo dołożenie turbiny bez ingerencji w mechanizmy silnika, możemy być pewni, że auto będzie szybkie tylko przez bardzo krótki czas. + Duży przyrost mocy, możliwość dostosowania charakterystyki silnika do oczekiwań właściciela. - Wysoka cena, wysokie spalanie, nieumiejętne użytkowanie spowoduje awarię. Jeśli za drogo... Sportowy wydech: niewiele osób wie, jak ważnym elementem w konstrukcji silnika jest ten układ. To nie tylko rura wyciszająca pracę! Dzięki odpowiednio dobranej charakterystyce wydechu można nie tylko poprawić opróżnianie komór spalania, lecz także efektywność napełniania. Uniwersalny tłumik nie poprawi osiągów. Zadziała natomiast wydech dobrany przez profesjonalistę. + Efektowny wygląd, wysoka trwałość elementów wykonanych ze stali nierdzewnej, rasowy dźwięk silnika. - Wysokie koszty profesjonalnego wykonania kompletnego wydechu, niska skuteczność, jeśli poprzestaniemy tylko na tłumiku końcowym. Obróbka głowicy Polega na zastosowaniu większych zaworów bądź wymiany wałków rozrządu na ostrzejsze (o większym wzniosie), obróbce kanałów dolotowych oraz ewentualnym planowaniu głowicy. Jeśli zabieg wykonany jest profesjonalnie, przyrosty osiągów są zauważalne. + Szybsza reakcja na dodanie gazu, duże przyrosty mocy na wysokich obrotach, zwiększenie momentu obrotowego. - Obniżona trwałość głowicy jeśli przeróbki są duże, tuning tego typu wymaga dużego doświadczenia. Diesel: sprawa jest prosta Najłatwiej wzmocnić nowoczesnego turbodiesela z bezpośrednim wtryskiem paliwa. Na ogół starcza wymiana chipa sterującego pracą silnika bądź montaż tak zwanego tuning boxa. To ostatnie rozwiązanie jest stosowane jedynie w autach, gdzie zmiana mocy jest niewielka. Jeśli jednak przyrost mocy jest duży, to trzeba będzie popracować dodatkowo nad zwiększeniem ilości paliwa, jakie będzie dostarczane do silnika, np. wymieniając wtryskiwacze na wydajniejsze. Według osób zajmujących się tuningiem diesli umiejętnie przeprowadzone modyfikacje nie wpływają na żywotność jednostki napędowej. Różnie jednak z tym bywa. + Niski koszt w porównaniu z modyfikacjami silników benzynowych, niewielki wzrost zużycia paliwa, łatwy powrót do wersji przed modyfikacją. - Skrócona żywotność silnika, w przypadku wymiany chipa konieczna ingerencja w komputer sterujący pracą silnika. Opinie ekspertów Tylko rozsądek - Maciej Grabowski, Grabowski MotorSport Sposobów na skuteczne podniesienie mocy jest wiele. Najefektywniejsze rozwiązanie w przypadku silników benzynowych to montaż turbiny wraz ze specjalnie dobranym układem wydechowym - w tym przypadku inwestycja w moc będzie kosztować co najmniej 8 tys. zł. Jeśli dokona jej profesjonalista, auto nie powinno szybciej się zużywać. Najłatwiej podnieść moc w nowoczesnych turbodieslach, na ogół starczy montaż nowego chipa bądź zmiana oprogramowania i wydajniejszy intercooler. Podniesienie mocy to nie wszystko, trzeba również zmienić charakterystykę m.in. zawieszenia i hamulców. Trzeba pamiętać, że tylko profesjonalne modyfikacje są bezpieczne dla auta. Gwarancja na piśmie - Robert Grzelec, Ford Auto Plaza Jeśli koniecznie chcemy stuningować silnik w swoim samochodzie, zróbmy to w firmie o dużej renomie. Nie róbmy tego sami. Nawet jeśli się na tym znamy. Postarajmy się uzyskać pisemną gwarancję od firmy dokonującej zmiany w naszym aucie na wykonane prace oraz na to, że nie spowoduje to pogorszenia parametrów pracy innych układów i nie przyczyni się szybszego zużycia zespołu napędowego w związku z przeprowadzonymi modyfikacjami. Ważne jest, to aby na papierze znalazły się zapisy dokumentujące zakres zmian. Obawiam się jednak, że takiej gwarancji nikt nie da, pomimo tego, że będzie udowadniał nam wyższość stosowanych przez niego technik nad producenckimi. Zastanówmy się zatem, dlaczego tak jest? Raczej nie warto Skuteczne modyfikacje silnika są drogie. Jeśli nie stać nas na wydanie kilku tys. zł, lepiej zrezygnować z jakichkolwiek działań. Strumienice, magnetyzery czy uniwersalne układy wydechowe działają głównie na folderach reklamowych. Po ich zastosowaniu nie uzyskamy zadowalającego efektu przyrostu mocy. Zmiany jeśli będą, to symboliczne. W przypadku sportowych filtrów powietrza też lepiej nie spodziewać się poprawy osiągów. Na pewno jednak skrócimy życie silnika, bo filtry te słabiej filtrują powietrze. Te urządzenia działają tylko w autach profesjonalnie przygotowanych do sportu. Nie zadziałają, jeśli zamontujemy je w przypadkowym miejscu. |
Talus TOYOTA DRIVER Carina E / Evo '07 Mielec | 2007-05-16 14:38:01 Japończycy będą jeździć na ryżowym winie?
Japonia jest drugim po USA krajem na świecie jeśli chodzi o ilość zużytego paliwa. Dlatego jego ceny, które osiągają kolejne szczyty, są dla mieszkańców Japonii niezwykle uciążliwe. Naukowcy szukają więc alternatywnych żródeł energii. Ponieważ ropa pochodzi z Bliskiego Wschodu i jej ceny uzależnione są w dużej mierze od konfliktów zbrojnych i polityki USA, Japończycy postanowili poszukać kalorycznego paliwa, do którego dostęp będzie łatwiejszy. To, co udało im się odkryć, od dawna było pod ręką. To japońskie ryżowe wino - sake. Projekt opracowania biopaliwa (bioetanolu) wytworzonego na bazie sake jest finansowany przez rząd, a najbardziej są z niego zadowoleni rolnicy zajmujący się uprawą ryżu i jego fermentacją. Do wytworzenia litra paliwa potrzeba dwóch kilogramów ryżu. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-17 07:55:06 radykalne zmiany w Kodeksie karnym
Piłeś - nie jedź, bo stracisz swój samochód Rząd szykuje najbardziej radykalne w Europie rozwiązania w walce z plagą pijanych kierowców - ustalił DZIENNIK. Karą za jazdę w stanie nietrzeźwym będzie konfiskata samochodu. Na zawsze. Pod nowelizacją kodeksu karnego brakuje już tylko podpisu premiera. Potem od razu trafi do Sejmu. Proponowana zmiana przepisów jest rewolucyjna. Podstawowa zmiana to przepadek samochodu prowadzonego przez kierowcę, który we krwi będzie miał co najmniej 0,5 promila alkoholu. Tyle ma się po wypiciu dwóch półlitrowych piw jedno po drugim. "Podobnie będzie, jeśli policjant stwierdzi, że kierowca znajduje się pod wpływem narkotyków" - mówi Anna Adamczyk z Centrum Informacyjnego Rządu. Samochód, motocykl czy ciągnik stracą też ci, którzy po pijanemu spowodują wypadek lub uciekną z miejsca zdarzenia. Nawet jeśli byli trzeźwi, to ucieczka będzie traktowana jako próba ukrycia nietrzeźwości. Z ustawy będą wyłączone rowery i jachty. O karze będzie orzekać sąd w trybie 24-godzinnym. Skonfiskowane pojazdy będą sprzedawane na licytacjach. Pieniądze uzyskane z aukcji trafią na konto Funduszu Pomocy Ofiarom Przestępstw. Jeśli kierowca będzie współwłaścicielem auta, wpłaci kwotę stanowiącą równowartość należącej do niego części wozu. W przypadku, gdyby prowadził samochód pożyczony, służbowy lub kupiony na kredyt, pojazd nie zostanie mu zabrany, ale będzie musiał zapłacić karę - w wysokości równej jego aktualnej ceny. Wycenę samochodu na zlecenie sądu zrobi rzeczoznawca. Jednym słowem, ukarany zostanie kierowca, a nie firma leasingowa, wypożyczalnia, bank czy osoba, która pożyczyła auto. Jednak nie każdemu pijanemu kierowcy samochód zostanie odebrany obligatoryjnie. Chodzi o właścicieli aut luksusowych. W ich przypadku sąd będzie mógł zamiast odebrania wozu orzec grzywnę na rzecz funduszu. Czy to oznacza, że będą traktowani łagodniej niż inni kierowcy? Czesław Żelichowski, senator PiS, który wnioskował w Senacie o zaostrzenie kar dla pijanych kierowców tłumaczy: "Kara musi być dolegliwa. O tym, co bardziej boli powinien decydować sędzia. Dlatego dobrze się stało, że w jego rękach pozostawiona została konfiskata samochodu wartego więcej niż 100 tys. złotych". "Czy to znaczy, że sędzia ma decydować, czy konfiskata limuzyny nie jest zbyt wysoką karą?" - pyta Julia Pitera z PO. "Przestępstwo to przestępstwo. Nie można tworzyć wyjątków" - mówi DZIENNIKOWI. Odbieranie aut nie kończy katalogu dla pijanych za kółkiem. Zdjęcia takiego kierowcy zostaną zamieszczone na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości. Będą tam pokazywane przez pół roku. Dokument jest już po rządowych poprawkach w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zbadano też jego zgodność z konstytucją. Jak pisze DZIENNIK, posłowie bez względu na przynależność partyjną uważają zaostrzenie kar za słuszne. Dane są bowiem zatrważające. Co roku policjanci zatrzymują ponad 200 tys. pijanych kierowców. W 2006 r. spowodowali oni 3643 wypadki, w których zginęły 404 osoby. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-19 19:06:06 Porady - zabezpieczenia antykradzieżowe
Samochodu nie można zabezpieczyć przed kradzieżą na 100 procent. Jednak można skłonić złodzieja, by poszukał sobie łatwiejszego łupu. Wiele osób wychodzi z założenia, że skoro auto jest ubezpieczone, to zakładanie zabezpieczeń nie ma sensu, bo "złodziej i tak sobie poradzi, a pieniądze przecież zwrócą". Często zmieniają zdanie, oczekując miesiącami na wypłatę odszkodowania. Rzeczywiście, po odpowiednim przygotowaniu do wykonania "zadania" profesjonalista jest w stanie uruchomić każde auto i zajmie mu to od kilkunastu sekund do co najwyżej kilku minut. Rzecz w tym, że takich profesjonalistów nie ma aż tak wielu. A nieco mniej wyszkoleni nie są głupi - po co mocować się z zabezpieczeniami, skoro wokół jest tyle aut niewyposażonych w jakiekolwiek blokady? Skutecznemu zabezpieczaniu przed kradzieżą nie sprzyjają obowiązujące obecnie przepisy dotyczące urządzeń antykradzieżowych. Zgodnie z nimi zabronione jest instalowanie tzw. antynapadów, tzn. blokad samoczynnie zatrzymujących auto, jeśli kieruje nim osoba niepowołana (ma to zapobiegać wypadkom). Chyba nieco przesadna troska o bezpieczeństwo właściciela auta spowodowała też, że wolno montować tylko takie immobilisery, które po awarii zasilania pozwalają na kontynuowanie jazdy. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że bardzo ułatwia to pracę amatorom cudzej własności. Czy więc jesteśmy wobec nich bez szans? Nie. Dobry system antykradzieżowy skutecznie zniechęci niemal każdego złodzieja. Dobry nie musi wcale oznaczać drogi. Dużo ważniejsze jest, by został zainstalowany w sprytny, niestandardowy sposób, który uniemożliwia jego łatwą lokalizację. Od tego bowiem zależy cała jego skuteczność. Postaw na specjalistów Czy instalując system alarmowy w domu, prosimy o usługę elektryka? Nie. Zawsze korzysta się z usług wyspecjalizowanej firmy, choć przecież każdy wykwalifikowany elektryk potrafiłby połączyć przewody według schematu. Tak samo powinno się postępować w wypadku samochodu. Odradzamy korzystanie z usług elektryków, dla których montaż alarmów jest zajęciem ubocznym. Oczywiście - każdy z nich jest w stanie zrobić to prawidłowo. Jednak firmy specjalizujące się w instalacji wyposażenia elektronicznego w autach (na ogół oprócz systemów antykradzieżowych montują też sprzęt audio, telefony itp.) zrobią to zapewne lepiej. Ich atut to zazwyczaj dużo lepsze rozeznanie w rynku zabezpieczeń, których jest naprawdę dużo. Specjalista będzie np. wiedział, jaki alarm założyć w aucie, które ma już radiowy sterownik zamka, może też doradzić montaż zabezpieczenia mało znanego, a przez to właśnie trudnego do pokonania. Alarmy do jednośladów Wyspecjalizowane punkty montażu zabezpieczeń antykradzieżowych dysponują alarmami przeznaczonymi do montażu w motocyklach. Od samochodowych różni się one kilkoma detalami, mają np. małe piloty odporne na działanie czynników atmosferycznych (na fot.) oraz precyzyjne czujniki położenia, które nie reagują na przypadkowe bujanie, za to skutecznie zabezpieczają przed przemieszczeniem pojazdu. Alarm musi być oczywiście prawidłowo zamontowany. W przykładzie na zdjęciu odkręcenie siedziska włącza sygnalizację, choć śladów alarmu nadal nie widać. Aby do niego dotrzeć, trzeba jeszcze zdemontować zbiornik! Na motocyklu można też zamontować moduł przekazujący informację o próbie kradzieży na telefon komórkowy właściciela lub ochrony. Przed decyzją Najlepiej zaskoczyć Bardzo skuteczne są rozwiązania nietypowe. Na przykład montaż alarmu pod maską zabezpieczoną dodatkowym solidnym zamkiem przed otwarciem. Inny pomysł tego rodzaju to schowanie centrali elektronicznej pod deską rozdzielczą, którą potem skręcamy, używając nie śrub fabrycznych, ale nietypowych, wymagających skorzystania ze specjalistycznego klucza. Listy referencyjne Na internetowej stronie PZU SA znaleźć można aktualny wykaz urządzeń i systemów służących do zabezpieczania pojazdów przed kradzieżą (w PZU uprawniają one do zniżki przy ubezpieczeniu autocasco). Są tam wyszczególnione certyfikowane alarmy, immobilisery, blokady mechaniczne i systemy lokalizacji pojazdów. Ile to kosztuje? Ceny zabezpieczeń u dilerów są na ogół wzięte z Księżyca i nie mają nic wspólnego z rzeczywistą wartością alarmu. W wyspecjalizowanej firmie prosty, ale zupełnie przyzwoity alarm czy immobiliser można założyć już za 400-450 zł, ok. 700-900 zł kosztuje bardzo dobre urządzenie do aut z tradycyjną instalacją, a ok. 1200 zł zapłacić trzeba za wyrafinowany alarm do auta z instalacją cyfrową czy powiadomienie telefoniczne. To są ceny z renomowanych firm warszawskich, gdzie indziej jest znacznie taniej. Dbałość popłaca - Marek Łopat, www.V12.Auto.pl To nieprawda, że auta nie da się zabezpieczyć przed kradzieżą. Już dobrze zainstalowany alarm mający małą, łatwą do ukrycia centralkę i czarną wiązkę powoduje, że auto jest właściwie nie do wzięcia "z ulicy". Złodziej rezygnuje, jeśli nie pokona zabezpieczeń w czasie kilku minut. Na rynku jest wiele systemów alarmowych, w tym także importowanych z rozmaitych krajów. Ja polecałbym urządzenia produkcji polskiej i to nie tylko dlatego, że są na ogół solidniej wykonane niż te z Dalekiego Wschodu. Co ważniejsze, polscy producenci lepiej znają polskie realia. Zagraniczni wytwórcy alarmów wyraźnie nie doceniają fachowości i inteligencji polskich złodziei. Nie ma już żadnego problemu z instalacją elektronicznych blokad antykradzieżowych w samochodach wyposażonych w cyfrową instalację elektryczną (CAN, multiplex). Na rynku jest wiele systemów, które można odpowiednio oprogramować. Nie ma więc powodu wierzyć dilerom, którzy twierdzą, że tylko oni są w stanie zabezpieczać takie auta. Pokonanie zabezpieczeń montowanych przez dilerów (prowadzimy tzw. pogotowie alarmiarskie) zajmuje nam zazwyczaj tylko kilkadziesiąt sekund. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-20 15:04:39 samodzielny przegląd auta
Jak zaoszczędzić 400 zł? Nie zawsze trzeba jechać do serwisu. Sam wymień filtry paliwa i przeciwpyłkowy oraz sprawdź stan ogumienia. Wystarczy chcieć! Czynności te nie są trudne do wykonania. Wystarczy trochę chęci i zestaw podstawowych narzędzi. Do wymiany filtra paliwa konieczny będzie także kanał najazdowy. Części można kupić w autoryzowanej stacji. Masz wtedy pewność, że montujesz wysokiej jakości element, choć zapłacisz sporo. Możesz zaopatrzyć się w zamiennik, a zaoszczędzisz nawet połowę kwoty. Decydując się na takie rozwiązanie, nie wolno kierować się tylko niską ceną. Warto wybrać część renomowanego producenta. Wymianę filtra paliwa zaleca się co 30 tys. km, filtra kabinowego co 15 tys. km. Stan ogumienia sprawdzaj znacznie częściej. Sprawdzenie kół Oglądając bieżnik opony, dowiesz się, czy geometria kół jest prawidłowo ustawiona oraz czy jeździsz ze zbyt niskim lub za wysokim ciśnieniem. Sprawdź ciśnienie w ogumieniu i wysokość bieżnika. Wg kodeksu drogowego min. głębokość to 1,6 mm, dla opon zimowych fachowcy zalecają wymianę przy wartości poniżej 3 mm. Obejrzyj bark opony, sprawdź, czy nie ma wybrzuszeń, otarć lub objawów starzenia się. Jeśli kierownica wpada w drgania, pojedź do warsztatu na wyważanie kół. Wymiana filtra kabinowego Trudność wykonania tej czynności uzależniona jest od konstrukcji układu wentylacji. Filtr przeciwpyłowy umieszcza się na podszybiu lub pod deską rozdzielczą. Odkręć wkręty śrubokrętem i kluczem ampulowym. Zdemontuj uszczelkę gumową umieszczoną wzdłuż górnej krawędzi ściany grodziowej. Odepnij zatrzaski i wyjmij obudowę filtra. Dokonując wymiany wkładu, zwróć uwagę na kierunek mocowania oznaczony najczęściej strzałką. Oczyść obudowę filtra z pyłu lub liści. Wymiana filtra paliwa W starszych silnikach benzynowych, gdzie stosowano mechaniczny napęd pompy paliwa, filtr znajdziemy pod maską. W nowszych autach znajduje si przy zbiorniku paliwa. Filtr paliwa ma obudowę metalową lub z tworzywa. Przy jego wymianie trzeba zaopatrzyć się w pojemnik na resztki paliwa znajdującego się w filtrze i przewodach. W przypadku filtrów połączonych z przewodami za pomocą obejm zaciskowych konieczna jest ich wymiana na nowe. Gdy przewody mocowane są do filtra śrubami, zakładamy nowe podkładki (miedziane). Przy okazji wymiany filtra paliwa warto sprawdzić wzrokowo stan przewodów paliwowych. Uwaga! Przed założeniem nowego filtra trzeba sprawdzić zaznaczony strzałką kierunek przepływu paliwa. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-21 10:51:29 gdy samochód nie chce odjechać
Przekręcasz kluczyk i nic... Co robić? Bywa, że cisza w samochodzie jest bardziej denerwująca niż dochodzące spod maski stuki i zgrzyty. Na przykład wtedy, gdy przekręcimy kluczyk w stacyjce, a auto milczy jak zaklęte... Zgodnie z regułami zawartymi w prawach Murphy'ego sytuacja ta zdarza się najczęściej, gdy właśnie spieszymy się do pracy. Nie należy jednak tracić głowy, ale ustalić przyczynę nienormalnego zachowania pojazdu. Na ogół pozwoli to na szybki odjazd z miejsca postoju, bowiem do zepsucia rozrusznika bez stosownych "objawów wstępnych" (zgrzyty, coraz trudniejsze rozruchy) dochodzi stosunkowo rzadko. Przyjrzyjmy się najpierw zachowaniu lampek kontrolnych. Lampki rozbłysły, a potem zgasły Wbrew pozorom na ogół nie oznacza to niesprawności akumulatora (chyba że pojazd uruchamiamy po długim postoju). Znacznie częstszym powodem jest niewłaściwe przyłączenie go do instalacji elektrycznej auta. Należy więc zdjąć zaciski z baterii, starannie oczyścić wszystkie współpracujące powierzchnie (ale bez przesady - ich zbytnie zeszlifowanie grozi "rozkalibrowaniem" zacisku i bieguna akumulatora), potem skręcić całość z powrotem i ponowić próbę uruchomienia pojazdu. Jeśli to nie pomogło, skontrolować trzeba również stan przewodu łączącego ujemny zacisk akumulatora z nadwoziem (masa). Bywa, że luzuje się śruba mocująca końcówkę tego przewodu do blachy, a w starszych samochodach często pojawia się tam korozja uniemożliwiająca przepływ prądu. W sytuacjach, kiedy naprawdę bardzo nam się spieszy, można spróbować następującej metody. Zaczynamy od włączenia świateł awaryjnych. Zazwyczaj nie będą funkcjonować. Otwieramy maskę i uderzamy (z wyczuciem!) kluczem do kół lub podobnym narzędziem w zaciski akumulatora. Po uderzeniu we "właściwy" zacisk światła awaryjne zaczną pracować i wiemy już, który musimy natychmiast oczyścić. Często zdarza się, że możliwe będzie nawet uruchomienie pojazdu. Nie należy mieć jednak złudzeń - po najbliższym postoju rozrusznik zapewne znowu nie będzie chciał "kręcić". Lampki świecą, jednak bardzo słabo Najbardziej prawdopodobne jest po prostu rozładowanie akumulatora. Trzeba "pożyczyć prądu" i liczyć na to, że do następnego postoju bateria się podładuje. Warto jak najszybciej sprawdzić w warsztacie układ ładowania i pobór prądu na postoju, chyba że poprzedniego dnia po prostu przeholowaliśmy ze zużyciem prądu. Jeli akumulator jest nowy, a samochód na bieżąco używany, należy postępować jak w sytuacji, gdy lampki zgasły, a więc oczyścić zaciski baterii. Lampki świecą, wyłącznik stuka, rozrusznik nie kręci Gdy po przekręceniu stacyjki słychać wyraźny stuk, a potem zapada cisza, sytuacja jest marna. Można tylko mieć nadzieję, że coś jest nie w porządku na złączu grubego przewodu doprowadzającego prąd z akumulatora do rozrusznika, ewentualnie drugiego, podobnego, który łączy rozrusznik z masą. Zdarza się to jednak rzadko - na ogół są tam porządne złącza śrubowe. Być może przyczyna leży w uszkodzeniu przewodu podającego masę na silnik, którym jest najczęściej gruba, miedziana plecionka (wtedy nie wolno jechać, nawet gdy silnik przypadkowo da się uruchomić, bowiem grozi to pożarem!). Niezbędna będzie pomoc fachowca. Lampki świecą, rozrusznik szumi, ale nie porusza silnikiem Nie traćmy głowy, nawet jeśli jesteśmy sami. Często pomaga zdecydowane pchnięcie samochodu po uprzednim włączeniu czwartego biegu (przy wyłączonej stacyjce!). Jeśli nie za pierwszym razem, to po kilku próbach rozrusznik powinien zadziałać i... można jechać do warsztatu! Lampki świecą jasno - ale nie słychać rozrusznika Bez wątpienia mamy do czynienia z uszkodzeniem. Ale nie panikujmy. Lokalizujemy rozrusznik i znajdujemy przewód sterujący jego wyłącznikiem elektromagnetycznym. Zazwyczaj nietrudno obejść się bez schematów - przewód od stacyjki do wyłącznika jest najcieńszy, wszystkie inne kable przyłączone do rozrusznika są dużo grubsze. Zdejmujemy ten przewód z rozrusznika i między jego końcówkę a masę włączamy próbnik napięcia albo po prostu żarówkę. Jeśli zaświeci ona po przekręceniu kluczyka w pozycję rozruch, oznacza to, że stacyjka jest w porządku. Podejrzanym staje się wtedy przede wszystkim wyłącznik elektromagnetyczny, ale nie wydawajmy wyroku zbyt pospiesznie. Bardzo często winna jest po prostu korozja na złączu w gnieździe przewodu na rozruszniku, bowiem jest ono narażone na działanie błota i wody w znacznie większym stopniu niż inne elementy instalacji elektrycznej. Końcówkę przewodu należy więc wyczyścić, nieco zacisnąć i powtórnie obsadzić w gnieździe. Jeśli to nie przyniesie efektu - nie ma rady, trzeba jechać do elektryka. Jeśli brak świecenia żarówki wskazał na uszkodzenie stacyjki, można sprawdzić, czy nie rozpięło się jedno z wieloprzewodowych złącz pod kierownicą. Jeśli nie, trzeba jechać do elektryka. Aby ruszyć z miejsca, nie trzeba wcale prosić o pomoc. Za pomocą kawałka przewodu łączymy przewód wyłącznika elektromagnetycznego rozrusznika bezpośrednio z dodatnim biegunem akumulatora, a będzie on "kręcił" aż miło (uwaga: SAMOCHÓD MUSI BYĆ NA LUZIE!). |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-22 07:47:29 Porady - polerowanie i ochrona lakieru
Wypoleruj swoje cacko na błysk! Lakier Twojego auta stracił dawny blask? Zobacz, jak sprawić, by znowu błyszczał, i jak zabezpieczyć go przed ponownym zmatowieniem. To łatwe! Jakość lakieru każdego samochodu z czasem ulega pogorszeniu, chociaż nie zawsze w podobnym tempie. Jest to proces nieuchronny, spowodowany głównie wpływem agresywnych związków chemicznych zawartych w powietrzu i wielu innych, niekorzystnych czynników, takich jak brak odpowiedniej pielęgnacji czy mikrouszkodzenia mechaniczne. Na szczęście jest to proces w pewnym stopniu odwracalny. Przy użyciu odpowiednich preparatów możemy przywrócić dawny połysk niemal na każdym lakierze. Jeśli powłoka lakiernicza jest mocno zniszczona, nie wystarczy woskowanie czy polerowanie mleczkiem. To skuteczny sposób na zabezpieczenie lakieru w dobrym stanie. Ale przy mocno utlenionej powierzchni lub wyraźnych rysach trzeba sięgnąć po bardziej profesjonalne sposoby. W domowych warunkach najlepsze efekty daje mechaniczne polerowanie lakieru pastami polerskimi stosowanymi w warsztatach lakierniczych do końcowej obróbki lakieru, np. do usuwania wad lakierniczych. Można je kupić w wyspecjalizowanych sklepach. Jedną z nich jest pasta polerska G3 firmy Farécla. Aby polepszyć efekt, mocno zniszczony lakier można przed tą operacją wyrównać papierem ściernym o gradacji 2000 lub 2500. Grubszy papier może pozostawić rysy niemożliwe do usunięcia przez polerowanie. Papier ścierny przed użyciem należy moczyć przynajmniej 20 min. Dzięki temu nie będzie on zbyt mocno rysował lakieru. Efekt końcowy to trwała i gładka powierzchnia o wysokim połysku. Skuteczność pasty G3 polega na tym, że dobry wygląd nie jest efektem naniesienia ulotnej warstwy nabłyszczającej, ale trwałych zmian wierzchniej warstwy lakieru. Mimo to taki lakier należy starannie pielęgnować i zapewnić mu odpowiednią ochronę. Do tego celu służą różnego rodzaju woski i środki pielęgnujące. Po zastosowaniu ich na lakierze powstaje warstwa, która chroni właściwy lakier przed erozją. Dobry środek zmniejsza przyczepność brudu i sprawia, że woda samoczynnie spływa z nadwozia, a wraz z nią większość szkodliwych dla lakieru substancji. Taka warstwa ochronna nie jest trwała i trzeba ją co pewien czas odnowić. Powinno się to wykonać przynajmniej dwa razy w roku. Wosk należy równo rozprowadzić ściereczką i pozostawić na około 30 min. Dopiero wtedy powinno się go wypolerować ręcznie lub przy użyciu polerki oscylacyjnej. Polerować należy tylko delikatnymi ściereczkami, które nie spowodują powstania zmatowień. Warto dbać o lakier Nowy lakier jest niemal idealnie gładki, ale podczas eksploatacji jego powierzchnia się zmienia, eroduje i pojawiają się mikropęknięcia. Lakier niszczy się, gdyż osiadają na nim różne szkodliwe substancje zawarte w powietrzu. Często są to związki chemiczne, które wchodzą w reakcję z wierzchnią warstwą lakieru, uszkadzając ją. Obrotowa czy oscylacyjna Jeśli lakier naszego auta wymaga odświeżenia pastą polerską (ma dużo maleńkich rys albo jest matowy), lepiej zapomnieć o pracy szlifierką oscylacyjną! Polerowanie zajmie nam dwa tygodnie! W takiej sytuacji lepiej użyć szlifierki obrotowej lub zwykłej wiertarki z odpowiednią tarczą polerską. Szlifierka oscylacyjna jest dobrym narzędziem do nabłyszczania nadwozia po pastowaniu woskiem lub innym środkiem nabłyszczającym. Po woskowaniu mona też wypolerować auto ręcznie. Prostowanie od środka Wygląda to na łatwe, ale lepiej samemu nie próbować, mimo że narzędzia kupić łatwo. Blacharze prostujący wgniecenia bez uszkadzania lakieru ćwiczą to latami! Najpierw trzeba zapewnić sobie dostęp do uszkodzenia od wewnętrznej strony blachy. Odpowiednim narzędziem z kulką blacharz wywołuje pożądane naprężenia metalu i likwiduje wgniecenie. Trwa to ok. 40 min. Nie da się usunąć w ten sposób m.in. uszkodzeń na krawędziach elementów. Nie lakieruj! Większość blacharzy na pytanie o sposób usunięcia małego wgniecenia odpowie: trzeba zaszpachlować, wyrównać, polakierować! Taka naprawa w wielu przypadkach nie ma sensu: zostawia ślady jak po normalnej naprawie blacharskiej i kosztuje bardzo dużo! Jeśli lakier nie był uszkodzony (zdarza się to w drobnych uszkodzeniach parkingowych spowodowanych np. uderzeniem drzwi o drzwi), da się element wyprostować bez lakierowania i bez śladu! Tak często naprawia się nowe auta uszkodzone w transporcie przed wydaniem ich klientom. Koszt usługi to ok. 150 zł za naprawę jednego elementu. Więcej informacji: www.trotek.prv.pl. Prostowanie "na klej" W przypadku płytkich uszkodzeń nie trzeba nawet demontować wewnętrznych osłon i elementów tapicerki. Grzybek przykleja się do uszkodzenia na gorąco. Odklei się on (po wyprostowaniu wgniecenia) dopiero wtedy, gdy blacharz pociągnie go pod odpowiednim kątem. Prostowanie bez lakierowania nie uda się, jeśli lakier na uszkodzeniu jest niefabryczny, położony źle lub na warstwie szpachli. Wtedy pozostaje tylko naprawa tradycyjna. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-23 07:52:12 Porady - milczenie bywa złotem
Nie pyskuj do policjanta! Policyjna kontrola drogowa to stresujące doświadczenie - szczególnie jeśli ma się coś na sumieniu. A działając w stresie, łatwo popełnić błąd, który może okazać się bardzo kosztowny. I właśnie dlatego, nawet jeśli zawsze staramy się jeździć przepisowo, warto być przygotowanym na ewentualność kontroli. Kontrola to nie telewizyjny quiz Najważniejsze jednak, żeby się niechcący niepotrzebnie nie pogrążyć. Policyjna kontrola to nie teleturniej, ale też trzeba uważać na podchwytliwe pytania. Jak choćby na te najczęściej spotykane, choć niezgodne z przepisami: "Panie kierowco, czy wie pan, dlaczego pana zatrzymałem?". Zgodnie z prawem, jednym z obowiązków policjanta jest poinformowanie kierowcy o przyczynie zatrzymania. Jednak nawet jeśli policjant tak właśnie zacznie rozmowę, lepiej nie wszczynać kłótni, powołując się na przepisy - najprościej odpowiedzieć krótko: "nie" (oczywiście nie wtedy, kiedy sprawa jest oczywista i taka odpowiedź mogłaby zakrawać na kpinę). Nikogo nie można zmuszać do tego, żeby składał jakiekolwiek oświadczenia mogące go obciążyć. Jeżeli jednak zatrzymany zdecyduje się coś powiedzieć, może to później zostać użyte przeciwko niemu! Głupie wymówki działają jak płachta na byka Jeżeli nie wiemy, co powiedzieć, najlepiej po prostu milczmy. Nic tak nie drażni policjantów, jak głupie, wyświechtane wymówki lub nieudolne próby skorumpowania czy "postraszenia". Jeżeli nie zgadzamy się z opinią funkcjonariusza, mamy prawo odmowy przyjęcia mandatu i dochodzenia swoich praw przed sądem. Warto również wiedzieć, że nawet przyjęty mandat można jeszcze podważyć. Kto może kontrolować? Do przeprowadzania kontroli drogowych oprócz funkcjonariuszy policji (nie tylko drogówki!) upoważnieni są strażnicy gminni i miejscy, ale tylko w kilku przypadkach określonych w ustawie; funkcjonariusze straży granicznej w strefie nadgranicznej; strażnicy leśni lub strażnicy parków narodowych na terenie lasów i parków narodowych; pracownicy zarządów dróg w przypadku aut mogących np. uszkodzić drogę oraz inspektorzy inspekcji transportu drogowego, ale tylko w przypadku kierujących pojazdami w transporcie lub w przewozach drogowych (ciężarówki, autobusy, taksówki, przewóz osób). Obowiązki kierowcy Kierujący na wezwanie funkcjonariusza przeprowadzającego kontrolę ma obowiązek: zatrzymać pojazd, trzymać ręce na kierownicy i nie wysiadać z pojazdu, chyba że zażąda tego funkcjonariusz. Na polecenie kontrolującego należy też wyłączyć silnik i włączyć światła awaryjne. Kierowca powinien także mieć przy sobie - i w razie potrzeby okazać - dokumenty potwierdzające uprawnienia do kierowania pojazdem, dokument stwierdzający dopuszczenie pojazdu do ruchu i dowód opłacenia ubezpieczenia OC. Obowiązki funkcjonariusza Policjant po zatrzymaniu pojazdu ma obowiązek podać kierującemu stopień, imię i nazwisko oraz przyczynę zatrzymania. Policjant umundurowany okazuje legitymację na żądanie osoby kontrolowanej, policjant nieumundurowany powinien pokazać ją bez wezwania. Dodatkowo policjant nieumundurowany uprawniony jest do zatrzymania pojazdu tylko na terenie zabudowanym. Zdaniem prawnika - Kacper Pietrusiński, prawnik W czasie kontroli drogowej należy zachować spokój. Najlepszym wyjściem jest ograniczenie się do wykonania nałożonych przez prawo obowiązków. Trzeba więc okazać dokumenty pojazdu i kierowcy - dowód rejestracyjny, polisę OC, prawo jazdy. Należy unikać wdawania się w tłumaczenia i usprawiedliwienia, gdyż łatwo wbrew swojej woli wpędzić się przez nie w dodatkowe kłopoty. Nie oznacza to oczywiście, że należy zawsze odmawiać odpowiedzi na zadawane przez policjanta pytania. Powinny być one jednak możliwie krótkie i rzeczowe. Nie mamy obowiązku składania wyjaśnień, które mogłyby nas obciążyć. W razie wątpliwości można nie udzielić odpowiedzi. Nie wolno podejmować też żadnych prób przekonania policjanta do działań pozaprawnych. W szczególności zaś nie należy czynić niczego, co mogłoby zostać odebrane jako próba przekupstwa, za co w skrajnym przypadku może grozić nawet do 10 lat więzienia. |
Talus TOYOTA DRIVER Carina E / Evo '07 Mielec | 2007-05-26 13:35:48 Atak koncernów na części do aut
Koncerny samochodowe znalazły sposób, jak zarobić na kierowcy, któremu przydarzyła się stłuczka lub wypadek. Jeśli będzie musiał wymienić błotnik czy reflektor, kupi jedynie markowe i drogie części zamienne. O tańszych tylko pomarzy - pisze "Dziennik".Sposób na drenowanie kieszeni kierowców jest wyjątkowo prosty - wystarczy zastrzec tzw. wzór widocznych części auta w Urzędzie Patentowym. - Do tej pory koncerny zastrzegły już ponad 200 wzorów - przyznaje Luiza Łoniewska z Urzędu. Jeżeli producentowi uda się zarejestrować np. model reflektora, może nie tylko zabronić produkcji jego zamienników, ale także sprzedaży oryginału poza siecią swoich salonów - podkreśla "Dziennik". W efekcie niedługo naprawa auta może nas kosztować więcej niż dziś. - Brak mi słów, żeby wyrazić co o tym myślę. Naprawę mojego 10-letniego BMW po delikatnej stłuczce serwis wycenił na 5 tys. zł. Ta sama naprawa przy użyciu zamienników kosztowała mnie aż czterokrotnie mniej - denerwuje się Tomasz Gadziński z Radomia. Ale jeżeli koncerny motoryzacyjne dopną swego, niedługo takich tanich zamienników nie da się kupić. - Koncerny chcą zmonopolizować rynek części - ostrzega Alfred Franke, szef Koalicji na rzecz Wolnego Rynku Części Samochodowych. Przemysłowy Instytut Motoryzacji wyliczył, ze w Polsce ceny części sprzedawanych pod marką koncernów są o 58 procent wyższe od identycznych podzespołów, ale niesygnowanych ich logo. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-27 20:40:54 Porady - układ chłodzenia
Przymusowy postój to sytuacja przykra, szczególnie kiedy za naszym autem zaczyna się tworzyć korek. Lepiej więc zawczasu sprawdzić funkcjonowanie układu chłodzenia. Od czego zacząć? Kierowcom jeżdżącym po ulicach dużych miast niespodzianki raczej nie grożą. Korki - codzienność w wielkich aglomeracjach - sprawiają, że układ chłodzenia wystawiany jest na próbę przez okrągły rok. Inni muszą się jednak z chwilą nadejścia ciepłych dni mieć na baczności. Podróżując w chłodne dni w normalnych warunkach drogowych, nie zauważymy, że układ chłodzenia jest niesprawny. Lepszy prosty test niż niemiła niespodzianka Dlatego warto przeprowadzić banalny sprawdzian. Auto uruchamiamy i pozostawiamy na wolnych obrotach na kilka minut (mniej paliwa i czasu stracimy, jeśli zrobimy to po powrocie do domu, gdy silnik jest już ciepły). Obserwujemy wskazówkę temperatury wody. Zanim wejdzie ona na czerwone pole, musi włączyć się wentylator chłodnicy! To właśnie uszkodzenie termicznego włącznika wentylatora jest najczęstszą przyczyną przymusowego postoju na poboczu. Jeśli dojdzie do takiej awarii, kierujący starszymi autami mogą pokusić się o podłączenie wentylatora "na krótko" (czyli zwarcie popsutego włącznika). Jednak w wypadku nowoczesnych aut zdecydowanie nie zalecamy żadnych manipulacji przy instalacji elektrycznej - pozostaje wezwać pomoc drogową. W wielu autach wentylatory chłodnicy napędzane są przez silnik za pośrednictwem sprzęgła sterowanego temperaturą (tzw. wisko). Jego niesprawność trudno zauważyć, bo nawet w razie awarii wentylator obraca się, tyle że za wolno. Gorzej, gdy układ chłodzenia przegrzewa się nawet wtedy, kiedy wentylator pracuje prawidłowo. Należy wtedy sprawdzić poziom płynu w układzie chłodzenia. Znaki wskazujące stan znajdziemy na zbiorniczku wyrównawczym. Uwaga: otwarcie jego korka, kiedy silnik jest gorący, może skończyć się poparzeniem, nawet gdy w zbiorniku nie ma płynu. Z dolewkami czekamy do chwili, aż układ ostygnie, także dlatego, by nie uszkodzić silnika! Małe ubytki płynu są normalne, ale w przypadku gdy trzeba dolać go dużo, należy szybko ustalić przyczynę wycieku. Termostat, pasek lub po prostu brud Jeśli wskazówka temperatury płynu wchodzi na czerwone pole mimo jego prawidłowego poziomu i sprawnego wentylatora, układ chłodzenia na pewno wymaga naprawy. Przyczyn problemów może być kilka. Bywa, że zatnie się termostat, co prowadzi do przegrzania nawet zimą. Przewody do chłodnicy będą wtedy zimne, nawet gdy silnik jest gorący. Kolejna przyczyna to ślizgający się pasek pompy wody. Trzecia możliwość to mała sprawność chłodnicy, wynikająca z zanieczyszczenia jej błotem, owadami lub - w środku - kamieniem kotłowym. Sposób na małą awarię Jeżeli silnik nadmiernie się nagrzewa, ale sytuacja nie jest jeszcze dramatyczna (wskazówka nie oparła się o skraj czerwonego pola, spod maski nie buchają kłęby pary), można spróbować obniżyć temperaturę, stosując pewien prosty trik. Nastawiamy na maksymalną moc ogrzewanie i włączamy najwyższy bieg dmuchawy wentylacji wnętrza. W ten sposób nagrzewnica przynajmniej częściowo przejmuje na siebie rolę chłodnicy. Ten sposób sprawdza się nieźle, np. w przypadku awarii sprzęgła lub silniczka wentylatora chłodnicy. Uwaga! Jeżeli po włączeniu ogrzewania z nawiewów nie zaczyna od razu płynąć gorące powietrze, choć wskaźnik temperatury znajduje się na czerwonym polu, natychmiast gasimy silnik. Oznacza to bowiem, że najprawdopodobniej w układzie chłodzenia nie ma już prawie wcale płynu. Kontynuowanie jazdy w takiej sytuacji bywa bardzo kosztowne - grozi wypaleniem uszczelki pod głowicą, pęknięciem głowicy, a jeśli będziemy uparci - nawet zatarciem silnika! Pomoc z butelki W sklepach motoryzacyjnych i na stacjach benzynowych dostępne są liczne "cudowne" preparaty do chłodnic. Popularne są m.in. uszczelniacze w formie płynu lub granulatu. To dosyć ryzykowny sposób na radzenie sobie z niewielkimi wyciekami, bo niektóre ze środków potrafią np. zatkać zawory nagrzewnicy lub pogorszyć wydajność układu chłodzenia. Jeśli jednak w niedzielne popołudnie z dala od warsztatu płyn z chłodnicy zacznie nam mocno kapać, zastosowanie takiego środka uszczelniającego może okazać się jedynym wyjściem. Po powrocie "do cywilizacji" warto wtedy jak najszybciej użyć środka do płukania układów chłodzenia, a następnie usunąć wszelkie nieszczelności zgodnie z technologią napraw producenta . |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-28 10:27:44 Ani słowa w aucie!
PSYCHOLOGIA: Komórka jest groźna, ale to nic w porównaniu z... gadającym pasażerem Sama obecność pasażerów w aucie zwiększa ryzyko zaistnienia na drodze wypadku! Do takich wniosków doszła grupa epidemiologów i psychologów z Uniwersytetu Sydney w Australii, która dokładnie przeanalizowała wiele drogowych wypadków. Uczeni przebadali 274 osoby, które w następstwie wypadków trafiły do jednego ze szpitali w Sydney. Pytano głównie o to, jaka była przyczyna wypadku, czy kierowcy rozmawiali przez telefon i czy mieli pasażerów, a jeśli tak, to czy wchodzili z nimi w jakieś interakcje (rozmowy, spojrzenia). Dane te porównywano z relacjami innych kierowców - było to w sumie 1096 osób - którzy mieli niegroźne wypadki w tym samym czasie, ale nie trafili do szpitala. Była to tak zwana grupa kontrolna. Odwiedziny w szpitalu Udało się ustalić, że przewożenie pasażera w aucie zwiększa ryzyko zaistnienia niebezpiecznego wypadku o 60 procent. Jest to wzrost porównywalny z tym, który następuje przy śliskiej, mokrej drodze. Ryzyko wypadku jeszcze się zwiększa, gdy w samochodzie jest więcej niż jeden pasażer. Jedź z milczkiem W badaniach potwierdzono, że najbardziej niebezpieczne dla kierowców jest rozmawianie w trakcie jazdy przez telefon. Zwiększa ryzyko wypadku aż czterokrotnie. Ale jest też inny wniosek, płynący nie tylko z australijskich badań. Oto inne badania z USA sugerują, że najlepsi są pasażerowie milczący, którzy dodatkowo zwracają uwagę na ruch na drodze, mogą więc w odpowiedniej chwili ostrzec kierowcę przed niebezpieczeństwem. Jednak tacy pasażerowie, ku rozczarowaniu wielu kierowców, zdarzają się raczej rzadko. Są więc na wagę złota. autor: Przemysław Berg - SuperExpress |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-29 07:57:58 Aby uniknąć podwyżki OC, polisę można kupić już teraz
Towarzystwa ubezpieczeniowe ostrzegają, że po wprowadzeniu tzw. podatku Religi ceny polis OC komunikacyjnego wzrosną. Zachęcają, żeby kupić polisę już teraz i płacić mniej. Od 1 lipca ma wejść w życie ustawa wprowadzająca tzw. podatek Religi, czyli 12- -proc. opłatę od każdej polisy OC. Towarzystwa szacują, że spowoduje to wzrost cen składek o około 15 proc. Dlatego AXA, sprzedająca polisy przez telefon, od trzech dni zachęca, żeby kupić polisę już teraz, nawet jeśli dotychczasowa wygasa maksymalnie za pół roku. - Odnotowaliśmy 50 proc. wzrost zainteresowania naszą ofertą - mówi Agnieszka Dąbrowska, dyrektor departamentu marketingu i sprzedaży w AXA. Żeby zagwarantować w tym towarzystwie dotychczasowe składki, trzeba kupić polisę i opłacić pierwszą ratę składki do końca czerwca. Kolejna będzie wymagana dopiero w następnym miesiącu po rozpoczęciu okresu ubezpieczenia. Podobne rozwiązanie ma Link4. Okazuje się jednak, że taką możliwość powinniśmy mieć w innych towarzystwach. - Zgodnie z ustawą o ubezpieczeniach obowiązkowych zakład ubezpieczeń nie może odmówić zawarcia umowy ubezpieczenia OC komunikacyjnego - przypomina Marek Baran, rzecznik Allianz Polska. Oznacza to, że teoretycznie możemy już dziś iść do dowolnego towarzystwa, które sprzedaje takie polisy, i zawrzeć umowę (np. bez ograniczenia do pół roku wprowadzonego przez AXA). W praktyce to problem. - Dajemy możliwość wcześniejszego wykupienia polisy ubezpieczenia OC komunikacyjnego w terminie nie dłuższym niż 30 dni przed wygaśnięciem poprzedniego okresu ubezpieczeniowego - mówi Paweł Wróbel, rzecznik Generali. Podobnie jest w innych towarzystwach. Agenci mogą wystawiać polisy wcześniej, tylko po akceptacji centrali lub oddziału w wyjątkowych przypadkach np. wyjazdu za granicę. Skorzystanie z takiej możliwości oznacza jednak konieczność opłacenia składki niemal od razu. Większość towarzystw, rozbija składkę za OC na dwie, maksymalnie cztery raty. Tylko AXA, BRE Ubezpieczenia i Link4, pozwalają na rozbicie składki za samo OC na 12 rat. Oznacza to, że przy składce np. 600 zł, w tych towarzystwach już teraz będziemy musieli zapłacić 50 zł. W innych trzeba się będzie liczyć w wydatkiem około 150-300 zł. Dodatkowo, jeśli ktoś płaci zwykle składkę jednorazowo, musi mieć świadomość, że rozbijając ją na raty, płaci 10-15 proc. więcej, czyli tyle, ile wynosi właśnie potencjalna możliwa podwyżka. Nie jest bowiem pewne, czy w praktyce będziemy płacić więcej za polisy, a jeśli tak, to czy wszyscy zapłacą np. o 15 proc. więcej. Wszystko zależy od PZU, tylko wtedy, gdy potentat podniesie składki, podobnie zrobi też konkurencja. ZE STRONY PRAWA Przy zmianie ubezpieczyciela wystawiającego polisę OC trzeba pamiętać o wypowiedzeniu umowę z dotychczasowym najpóźniej dzień przed końcem okresu ubezpieczenia. Jeśli tego nie zrobimy, towarzystwo automatycznie zawrze nową umowę na kolejne 12 miesięcy. Oznacza to, że będziemy musieli płacić za dwie polisy, bo większość towarzystw nie pozwala rozwiązać umowy OC. Jeśli więc w związku z obawami przed podwyżką, kupiliśmy polisę już teraz, najlepiej od razu wypowiedzieć dotychczasową umowę z końcem terminu jej obowiązywania. Marcin Jaworski - Gazeta Prawna |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-29 13:30:07 "Zarobił" 60 pkt. karnych i 2,6 tys. zł mandatu
60 punktów karnych i mandat w wysokości 2,6 tys. zł dostał kierowca autokaru zatrzymany przez policję w okolicach Świebodzina (Lubuskie). Jadąc z 40 pasażerami wyprzedzał na podwójnej ciągłej, skrzyżowaniach i przejściach dla pieszych - poinformował Marek Waraksa z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Wlkp. Niechlubnym rekordzistą okazał się 28-latek z Elbląga. Na kierowany przez niego autobus zwrócili uwagę policjanci ze Świebodzina (Lubuskie). Wszystkie wykroczenia obserwowali jadąc za autobusem. Po zatrzymaniu kierowca tłumaczył się brakiem czasu. Teraz nie tylko straci sporo pieniędzy, ale ponownie będzie zdawał egzamin na prawo jazdy. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-05-30 12:52:07 Porady - sposób na przebitą gumę
Koło zapasowe, ale jakie? Od ponad 30 lat producenci samochodów starają się nas przekonać, że zapasowe, pełnowymiarowe koło to przeżytek. Zajmuje miejsce w bagażniku, dużo waży, a przydaje się zaledwie raz na kilka lat. Co jest od niego lepsze? Przez dziesięciolecia wożenie koła zapasowego w samochodzie było czymś oczywistym. Dopiero w latach 80. ubiegłego wieku właściciele niektórych aut po złapaniu gumy spotykali się z nie lada niespodzianką. W miejscu, gdzie zwykle można było znaleźć koło zapasowe, odkrywali przedmiot wyglądający bardziej na koło do taczki - znacznie węższe od normalnego koła samochodowego. To tzw. dojazdówka. Powodów stosowania takiego rozwiązania jest co najmniej kilka. Wąska, malutka dojazdówka zajmuje niewiele miejsca - dzięki temu producenci w danych technicznych mogą podawać wyższą o kilkadziesiąt litrów pojemność bagażnika, co przyciąga klientów. Poza tym mało waży - producenci twierdzą, że dzięki temu auto pali mniej (tę oszczędność można jednak liczyć zaledwie w dziesiątych częściach litra na 100 km). Dojazdówka jest dobra głównie dla producentów Argumentem koronnym jest jednak cena takiego rozwiązania - zarówno prowizoryczna felga, jak i opona muszą spełniać dużo skromniejsze wymogi od części normalnych - dzięki temu są kilkakrotnie tańsze. W zależności od skali produkcji modelu, korzyści z montowania dojazdówek mogą sięgać dziesiątek milionów euro rocznie. Tylko co ma z tego użytkownik? Jeżeli nasze auto ma w bagażniku tylko dojazdówkę, to w razie złapania gumy musimy jak najszybciej poszukać warsztatu wulkanizacyjnego - jeżeli wybieramy się gdzieś dalej, o normalnym kontynuowaniu jazdy nie ma mowy. W polskich warunkach nie sprawdzają się również inne modne ostatnio rozwiązania - zestawy składające się z preparatów uszczelniających i kompresorów. Pomagają one tylko w przypadku niewielkich dziur w bieżniku. Jeżeli uszkodzenie jest duże, bądź ucierpiała też felga, to czekamy na lawetę. Dojazdówka Dojazdówka to rozwiązanie czysto prowizoryczne! Najważniejsza zasada związana z jej używaniem zawarta jest na dużej naklejce znajdującej się na feldze: nie wolno poruszać się z prędkością przekraczającą 80 km/h. Nawet przy takiej szybkości korzystanie z dojazdówki oznacza znaczne pogorszenie parametrów trakcyjnych samochodu - trzeba się liczyć z dłuższą drogą hamowania i znacznie gorszym prowadzeniem. Zaleta, to mniejsze rozmiary niż w przypadku koła pełnowymiarowego. Pełnowymiarowe koło Na polskich drogach najlepszym rozwiązaniem jest pełnowymiarowe koło zapasowe. Jednak i tu mogą zdarzyć się pewne problemy. Przede wszystkim większość kierowców przypomina sobie o jego istnieniu dopiero w sytuacji awaryjnej. Może się wtedy okazać, że z koła już dawno zeszło powietrze lub też guma zupełnie sparciała. W dodatku w większości aut używanych opona koła zapasowego ma inny bieżnik niż te, które zamontowane są na samochodzie. Nawet jeżeli bieżnik jest taki sam, to - choćby z powodu zupełnie innych warunków przechowywania - opona z "zapasu" może mieć inne parametry i oczywiście inny stopień zużycia. Opona zwinięta na feldze Jedna z bardziej kuriozalnych form koła zapasowego - na pełnowymiarowej feldze ze stopów lekkich zamontowano zwiniętą, nienapompowaną oponę. Do skorzystania z zestawu potrzebny jest kompresor - po założeniu koło trzeba napompować. Sporo zachodu jak na prowizoryczne rozwiązanie. Zwinięta opona ma zupełnie inne parametry od tej, która używana jest do normalnej jazdy, dlatego koło może być stosowane tylko jako dojazdówka, oczywiście ze wszystkimi ograniczeniami, tzn. prędkość maksymalna wynosi 80 km/h, nie wolno wykonywać jakichkolwiek gwałtownych manewrów. Korzyść ze stosowania tego typu koła zapasowego jest w zasadzie jedna - ma ono nieznacznie mniejsze rozmiary od koła pełnowymiarowego. Z takim rozwiązaniem możemy się spotkać w autach Audi, Mercedesa i Porsche. Kompresor i uszczelniacz Coraz popularniejsze rozwiązanie - spotykane np. w wielu nowych Volkswagenach. Zestaw składa się z niewielkiego kompresora zasilanego z gniazda zapalniczki oraz specjalnej masy uszczelniającej. Głównymi zaletami takiego zestawu są niewielka masa oraz rozmiary - bez problemu mieści się w saszetce wielkości samochodowej apteczki. Niestety, sprawdza się tylko w przypadku niewielkich uszkodzeń opon. Pianka Pianki, nazywane często łatkami w spreju, działają podobnie do zestawów z kompresorem i preparatem uszczelniającym. Różnica polega na tym, że zamiast kompresora ciśnienie w kole wytwarza gaz pędny (najczęściej propan-butan) umieszczony wewnątrz spreju. Wady i zalety też podobne. Łatka w spreju zamiast koła zapasowego W Polsce bardzo wielu kierowców dobrowolnie rezygnuje z wożenia pełnowymiarowego koła zapasowego. Powodem jest montaż instalacji gazowej z butlą umieszczoną właśnie we wnęce przeznaczonej na koło zapasowe. W takiej sytuacji można oczywiście wozić koło luzem, w bagażniku, albo zrezygnować z niego całkowicie. Pewną namiastką koła zapasowego może być łatka w spreju. Preparat wtryskuje się do środka przebitej opony. Następnie trzeba bardzo ostrożnie i powoli przejechać od kilkudziesięciu metrów do kilku kilometrów (w zależności od preparatu). W tym czasie, z wtryśniętej do opony pianki powinien się uwolnić gaz pędny i spowodować napełnienie opony. Skład chemiczny preparatu powoduje, że po zetknięciu z powietrzem tworzy on masę zaklejającą otwór w oponie. W teorii brzmi to dobrze, niestety w praktyce bywa gorzej. Naprawa tego typu to tylko prowizorka - potem i tak trzeba normalnie naprawić lub wymienić oponę. Preparaty z reguły bardzo źle działają przy niskich temperaturach i radzą sobie tylko z małymi uszkodzeniami. Uszkodzenia opon, których nie da się naprawić Niektórych typów uszkodzeń opony nie da się naprawić. Są to wszelkie uszkodzenia elementów konstrukcji nośnej opony tzn. kordu, drutówki, opasania. Jak je rozpoznać? Jeżeli z opony wystają druty, sznurki, a z boku lub na czole opony pojawiają się zgrubienia, to oponę można już tylko oddać do utylizacji. Nie wolno również naprawiać opon mających uszkodzony bok, sparciałych, ani takich, w których bieżnik został przecięty lub przebity na długości większej niż 6 mm. Producenci nie dopuszczają również naprawiania opon o indeksach prędkości W, Y i ZR. |