Dzis w nocy jakis sk... wpieprzyl mi sie do auta. Na szczescie tylko zbil szybe. Najprawdopodobniej przeploszyl go alarm. Auto stalo doslownie pod balkonem przed blokiem. Kolo 23 wlaczyl sie alarm. Juz po chwili stalem na balkonie i nic nie zauwazylem, wiec olalem sprawe, bo wczesniej mialem przeboje z alarmem i pomyslalem, ze znowu fiksuje. Kolo 1:30 znowu sie wlczyl i tym razem zszedlem na dol i zaobaczylem szybe na siedzeniu i otwarty schowek. Na szczescie radio zostalo i nie mam innych strat. Wezwani policjanci sciagneli technika kryminalistyki, ale zadnych wyraznich sladow nie znalazl, a zafajdal mi auto proszkiem tylko
Okazalo sie, ze w tym samym czasie jakies 200m dalej wlamano sie do dwoch innych aut (tez zamiejscowych, rzecz dziala sie w malym powiatowym miasteczku). I tu radosna wiadomosc, w ostatnim z nich policjanci nakryli na goracym uczynku kolesia
Na koniec troche przykra sprawa. Nie za bardzo co mialem zrobic z autem bez szyby, nie bylo tsam strzezonego parkingu. Jeden z policjantow doradzil mi, zebym pojechal na komende i poprosil dyzurnego, zeby mnie wpuscil na plac za komenda. Pojechalem, podchodze do dyzurki, a tam nikogo... Chwile poczekalem i zauwazylem po chwili czyjes nogi na stole. Zapukalem, a tu zero odzewu. Wychylilem sie, a tam pan oficer dyzurny sobie drzemie przed TV. Obudzil sie dopiero po chwili, kiedy juz naprawde mocno walilem w to okienko. Oczywiscie, nie moglem wjechac na plac bo cos tam. Zaproponowal mi, zebym zostawil auto na ulicy przed komenda... Zwazywszy na jego czujnosc, pomysl nie wydal mi sie najlepszy. Wyszedlem z budynku i podjechal akurat ten sam patrol. Facet, jak mu powiedzialem, ze nie moge wjechac na ten plac i nie mam co z autkem zrobic, tylko rzucil kilka niecenzuralnych slow pod adresem dyzurnego i zaproponowal, zebym wstawil auto na jego posesje, kilkaset metrow dalej. Pozniej odwiezli mnie z powrotem. jak widac sa policjanci i policjanci... Boli. Zwlaszcza, ze sam pracuje w tej firmie
Aha, nadmieniam, ze dopiero rano powiedzialem temu policjantowi, ze jestemy kumplami po fachu, wiec to nie byla zadna "zawodowa solidarnosc". Gosc byl po prostu w porzadku.