Sortuj wg daty: rosnąco malejąco |
borygo Fso Polski Fiat 125p ... Wrocław | 2005-04-21 21:39:23 Ja odczuwam mój największy wypadek do dziś. Jechałem sobie w centrum wrocka i zobaczyłem dośc długą prostą a na niej garby. Więc się na pędziłem tak, że na najwyższym biegu szybko kręciłem pedałami i wyskakiwałem na progach. Na ostatnim źle skoczyłem i wylądowałem na przednie koło i przewróciłem się na prawy bok i upadłem na głowę i bark. Na szczęscie miałem kask na którym odbiła się jezdnia, ale stłukłem sobie bark. Było to przed egzaminami, chyba nawet na przedtermin poszedłem z temblakiem. No i po roku przy ćwiczeniach ciągle mnie boli. Pozdrawiam
[ wiadomość edytowana przez: borygo dnia 2005-04-21 21:40:42 ] |
MARCIN_RADOM BMW E-28 525i, E34 5 ... RADOM | 2005-04-22 13:09:18 mój najpoważniejszy upadek nie był tyle bolesny co powstanie z gleby. przejeżdżając przez dosyć głęboki rów, źle wymierzyłem i ległem we wspomnianym rowie w gąszczu metrowych pokrzyw. w dodatku byłem w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączka i bez rękawiczek, a podnieść musiałem się sam. kuźwa ale bedę to długo pamiętał.
a przypomniałem sobie jeszcze jak byłem młodym chłpaczkiem miałem jubilata, taki składak na dużych kołach, jeździł bardzo szybko. jechałem po chodniku, nagle z jakiejś bramy wybiegł pies i jak to one mają w zwyczaju zaczął za mną biec i szczekać. więc ja na pedały z całej siły odwracając się czy mnie nie dogania. w pewnej chwili z bramy wyjechał fiat 126p. ja wylądowałem na dachu malucha, szyba się zbiła a widelec cofnął się sporo. pozdrawiam [ wiadomość edytowana przez: MARCIN_RADOM dnia 2005-04-22 13:12:50 ] |
Cwikus DU Espero 1.5GLX 16V Piekary Śląskie | 2005-04-22 14:16:15 ja w sumie nie mialem zadnych takich w mlodosci glupich wypadkow, no raz wywalilem sie na zakrecie na moim wigry 3 scigajac sie po parkingu - norma, innym razem wylecialem przez kierownice rozwalajac sobie kolano bo przejezdzalem przez krzaki a w nich byl niezly kamien - tez norma
ostatnio jednak na jesien w gorach na jednym z asfaltowych kretych zjazdow trzymalem sie dupy kumplowi przy ok 50km/h, on zaczal zwalniac wiec ja lewy pas i biore go, pech moj ze zaczal sie zakret w prawo - przy ok 55-60km/h wylecialem z drogi w row, rower wpadl w krzaki a mnie wyrzucilo na bok, gleba, szuranie asfaltem z piaskiem az do metalowych slupkow o ktore zatrzymalem sie do zera uderzajac w jeden z nich lokciem. 3cm nizej i mialbym lokiec dwustronny a tak obilem sobie tylko wiazadlo tricepsa - bolalo ze miesiac mialem kask ofkoz i nic innego sie nie stalo procz obicia tej reki. |
schab (S) Alfa Romeo 156 2,0JTS Kraków | 2005-04-22 15:10:26 Lat temu 20 -25 jeździłem dużo bo 400-500 km tygodniowo . Co prawda do żadnego klubu nie należałem , ale ścigałem się po różnych wyścigach dla niestowarzyszonych , a poza tym po prostu to lubiłem ( teraz dalej lubię , ale i lata już nie te i czasu jakby mniej ) W każdym razie - jak wynika z rachunku prawdopodobieństwa - przy takich przebiegach - i kraks było proporcjonalnie dużo .
Najbardziej dramatyczna przytrafiła mi się gdy wracałem do Krakowa z Zakopanego . Zjeżdżałem sobie z Lubnia ( taka duża góra pomiędzy Rabką , a Pcimiem . Rower szosowy z góry osiąga tam miejscami 80 km/h .W którymś momencie droga prowadzi tam skrajem lasu . Było to może godzinę po burzy , jaka przeszła nad tym terenem i wszędzie droga była już sucha i czysta , ale akurat tam na całą jezdnię wychodził jęzor błota i kamieni - wymyty przez wodę z lasu . Wpadłem w to z pełną prędkością , bo było to za zakrętem i nie było już kiedy hamować . Od uderzenia o nierówności urwała mi się klamka hamulców od kierownicy , i moja ręka w związku z tym zaczęłą oderzać o szprychy przedniego koła . Straciłem panowanie nad rowerem i zniosło mnie na lewy pas jezdni . A tam pod górę czołgał się taki niby autobus ( nazywało się to to Osinobus i na podwoziu ciężarowego Stara miało kabinę do przewozu ludzi ) Oczyma wyobraźni już się widziałem wpasowanego w jego chłodnicę . Jakimś cudem udało mi się jednak szarpnąć kierownicę w prawo ( jedną ręką , z drugą w szprychach ) i odwrócić do niego plecami . Przeszorowałem całą powierzchnią pleców po jego boku , a jak się bok skończył - wpadłem do rowu . Koszulka w strzępach , plecy pocięte w gustowne paski , ale rower ( znów cud ! ) poza wcześniej urwaną klamką - cały . Wyskoczyło chyba ze dwudziestu chłopa i dalej mnie ratować ! Też zdziwieni , że żyję ! Pomogli mi się umyć , i nic tylko zrobią ściepę , żebym miał jak wrócić do domu . Jakież było ich zdziwienie , jak okręciłem urwaną klamkę na lince dookoła kierownicy , podziękowałem i pojechałem dalej o własnych siłach ! Ale ze strachu długo mi się jeszcze ręce trzęsły , a i po drodze kilka razy było mi miło , jak obcy ludzie widząc moje plecki - proponowali mi podwiezienie . Wcześniej i poźniej miałem jeszcze kilka różnych przypadków , niemniej jednak - ten szczególnie wrył mi się w pamięć ( i w plecy ) [ wiadomość edytowana przez: schab dnia 2005-04-22 16:18:28 ] |
vistula Polonez Caro 95' Przystajń | 2005-04-23 08:48:28 na rowerku może pare razy ale na jednośladzie to sie ciesze ,że zyje.Kiedyś produkowali takie fajne cuda jak ogar z silnikiem od czeskiego ''scigacza '' jawy.Na tym ustrojstwie lubiłem sie scigać z kumplami którzy mieli oryginalne jawy tudzież simsonki.Pech chciał ,że podczas jednego z takich wyścigów najpierw na piachu na asflacie ujechało mi koło a potem jak mnie juz nieco zniosło przyp..... w tył simsonka który mnie właśnie wyprzedzał.Finał - nie trudno sie domyśleć..simsonek miał 70 ja juz nieco mniej na niedziałającym liczniku Jak zbierali mnie z jezdni kumple to jeszcze nie wiedziałem osso chosi?? Nowiutka koszulka renomowanej firmy przeznt od ciotki poszła na szmatki kask popękał a komarek ---- skur*** yn cały (tylko bak cie jakimś cudem poobdzierał).Ja jeszcze przez pare dni nie wiedziałem co jest nie tak za mna i okazało sie że mam zwichniętą rekę i pękniety palec u nogi ten duzy.Moja miłośc do tego motorka nigdy nie zgasła. |
borygo Fso Polski Fiat 125p ... Wrocław | 2005-04-24 19:54:35 No właśnie wróciłem z wycieczki z bolącym udem i łokciem. Zapomniałem, że zmieniłem opony z terenowych na szosowe no i chciało mi się podjechać pod górkę , która nigdy nie sprawiała kłopotu, ale jak wpadłem w koleine i straciłem równowagę, pedałem zachaczyłem o podłoże no i upadłem. Teraz ciepię trochę.
[ wiadomość edytowana przez: borygo dnia 2005-04-24 19:55:14 ] |
Julo zakrzywiający czasop ... Kraków | 2005-04-24 23:35:40 No mysle ze Bart (ten z Tychów, co to miał RB z Mońkiem), to coś o glebach moze powiedziec. Taka to ta "nasza" wersja rowerów
Ja ostatnia solidna glebe mialem na zawodach XC AZSu AE. Pojechalem tam na zjazdówce bez napędu. Przerzutke rozwalilem tydzien wcześniej, wiec moj rower dzialal wylacznie na grawitacje. Tak w skrocie grawitacja zadzialala, ale tylna opona BEZ BIEŻNIKA nie no i jak wypadłem z szutru na asfalt to sie poslizgnalem, wpaslem na druga strone drogi, zahaczylem chba reka o drzewo no i rower zrobil stopa a ja nie. Poleciaem z jakichs 2 metrow na twarz. Wybilem nią dziure w ziemi. Na szczescie mialem kask ze szczeną 2 palce lewej reki mnie bolaly chyba z miesiąc, nie omglem nimi prawie ruszac przez jakis tydzien, bark tez ok miesiąca, a kark mnie bolal przez kolejne 3 miesiace. Tak to jest jak czlowiek spada na ziemie CALYM ciezarem na twarz. Nie zdazylem nawet rak wysunac. Bardzo ciekawe doswiadczenie |
adasco Roomster & kropek Łódź | 2005-05-12 12:04:04 jako dzieciak mialem wiele mniejszych i wiekszych kraks. Ostatnio jezdze jakby mniej i delikatniej, wiec nic specjalnego nie odwalilem.
pamietam tylko pare ciekawszych hitow. 1. jedziemy z kumplami poprzez kompleks (?) rekreacyjny pt. stawy jana. Jeziorko i etc. Jade pierwszy z zamiarem przeciecia asfaltowego boiska, na ktore zamierzam zjechac z trawiastej gorki, ktora mam po drodze, ktora to obejmuje boisko wokol (bylo ono w takiej jakby niecce - przynajmniej tak wygladalo z perspektywy jadacego na rowerze). Najazd na gorke i... okazalo sie, ze z drugiej strony ten nasyp to nie trawiasta gorka a trybunki! Takie schodki z kraweznikow! Nawet nei hamowalem... chlopaki mowili, ze ylko puscilem kierownice i rozlozylem lapska do lotu albo inaczej - jak ksaidz do blogoslawienstwa. Potluklem sie solidnie, rower zasadniczo caly, tylko troche osprzetu poodpadalo, jak kozilkwal. Innym razem pod Koluszkami jechalem sobie utwardzona drozka przez las. Twardo i z gorki, wiec predkosc jak trzeba. No i okazalo sie, ze drozka skreca w dol i konczy sie w rzeczce. W dodatku konczy sie progiem. No i tak jak zjezdzalem, tak zatrzymalem sie dopiero w rzeczce. USTAŁEM, ale ledwo wrocilem do domu. kola z oskami do wymiany, pozniej okazqalo sie, ze suprt i okolice tez ucierpialy. I na koniec wypadek mojej żonkowskiej - ku przestrodze. Otoz ona myka bicyklem do pracy (taki typowy miejsko-turystyczny). I tak sobie mijala rzad aut, az z jednego ktos zechcial wysiasc... no i dupnela centralnie w drzwi. Pare siniakow zaliczyla, a moglo byc nie mil, bo byla w IV miesiacu z juniorem. |
SteciU GIANT BOULDER Stalowa Wola | 2005-05-23 21:57:45 a ja mialem najrozniejszego rodzaju gleby i rozbijki i wogule zaczynajac od wjechania w ludzia lub drzewo w lesie po przez
walnieciem sie moimi diamentami w mostek od kiery no i konczac na rampie to najgorzej co mi sie stalo to wyrombalem cale kostki mialem zdrapane lokiec biodro i troche plecow po pachami i cos we lbie mi sie zrobilo potem caly dzien zygslerm no ale trza wstac i jechac dalej takie moje zdanie |
scoodie Viki B CDX Lublin | 2006-03-08 22:46:01 z takich ciekawszych crash'ów...
w wieku około 17 lat śmigam z 4 kumplami żużlową drogą (lekko nachylona, my jedziemy w dół), ostro naginamy, kto ile ma sił w nogach. Droga po około kilometrze dojeżdża do lasu i skręca w prawo. Wyrwałem z jednym z kolegów do przodu podczas gdy pozostałych dwóch zostało w tyle. Udało mi się też jego wyprzedzić i odstawić na dobre kilkanaście metrów. Widząc, że jestem "the best " postanowiłem zahamować i poczekać na ziomków. Zafascynowany jazdą motocykli żużlowych (jak ładnie bokiem zakręty biorą) hamowałem w tenże właśnie sposób - czyli ręka na manetce od tylnego hamulca, tylne koło na bok a przód nadaje kierunek. Wszystko było przepięknie... do momentu, gdy pod tylne koło wpasował się spory kamień (nie widziałem go). Tył roweru wyrzuciło w górę, mnie wyrwało z pedałów, zaliczyłem glebę jak się patrzy upadając na bok, przeturlałem kilka ładnych koziołków, rower w tym czasie fikał swoje aż przeleciał nade mną i zatrzymał się kilka metrów przede mną. Ja skończyłem moje piruety w pozycji leżącej na wznak. Szybko się ocknąłem i podniosłem do siadu prostego. Oglądam się gdzie moi kumple a w tym czasie widzę, że jeden z nich robi identyczne hamowanie jak ja (z tym że bez kamienia) a jego tylne koło idzie centralnie we mnie... ku mojemu szczęściu puścił hamulec i koło złapało przyczepność co pozwoliło mu mnie ominąć w ostatniej chwili. Efekt był taki, że tylne koło mojego roweru nie było w stanie obrócić się bo widelec był za wąski, trochę przytarły się manetki i siodło, ja natomiast nie miałem strupów tylko na.. hm no wiecie czym . następniego dnia pojechałem na obóz nad morze. nie będę pisał o wylatywaniu przez kierownicę bo chyba każdy z nas wie jak to smakuje. Przypuszczam też, że niejednemu z nas też ześlizgnęła się noga z klatki pedału... mnie ostatnio się to przytrafiło w dwa lata temu gdy na jednej z częściej uczęszczanych przeze mnie tras ktoś przebudował niewielką (20cm wysokości) hopkę... (pierwszą na tej trasie). Zrobiłem na nią dość szybki (około 35km/h) najazd (jak zwykle) i lecę (nisko i daleko)kawałeczek zeby lądować w miejscu gdzie zawsze to miało miejsce. Jednak co się okazuje ktoś odsunął zeskok i tam gdzie miałem na niego natrafić znalazłem początek wzniesienia, które stanowiło zeskok. nie muszę chyba mówić jak zaryłem - na szczęście w nieszczęściu nie utrzymałem kierownicy prosto i koło zjechało bez szwanku na bok. Jedynie mój piszczel solidnie oberwał (mam metalowe pedały). Skórę z włoskami zdejmowałem z ząbków na pedałach, a na nodze mam 6 blizn, które momentami cholernie swędzą... ale wolę tak niż miałbym chodzić z gipsem... pzdr [ wiadomość edytowana przez: scoodie dnia 2006-03-08 22:51:46 ] |
CzapCzap | 2006-03-09 04:05:04 Tez mam metalowe pedaly .... oj duzy bol |