Aston Martin zaprezentował oficjalne zdjęcia wersji seryjnej modelu DBS 16 miesięcy po zaprezentowaniu konceptu modelu i premierze filmu "Casino Royale", w którym agent Jej Królewskiej Mości James Bond doszczętnie rozbił swój egzemplarz już podczas drugiej przejażdżki.
O tym, że nie jest to samochód dla wszystkich niech świadczy fakt, że oficjalna premiera nie nastąpi na salonie we Frankfurcie, tylko podczas rozpoczynającego się dzisiaj konkursu elegancji w Pebble Beach. Jasne, swoją premierę mieć będzie tam również Lexus, czy Infiniti, ale idziemy o zakład, że właściciele wypielęgnowanych unikatowych aut wartych miliony dolarów, jeśli w ogóle zechcą zwrócić uwagę na jakiś nowy model, będzie to właśnie Aston. Zresztą, czy ktoś widział Lexusa z 1956 roku z nadwoziem od Pininfariny, czy Infiniti z silnikiem 4,5 litra, które w 1928 roku wygrało wyścig z pociągiem na dystansie 500 mil?
Oprócz pobieżnego oglądania zapewne wielu bywalców konkursu w Pebble Beach zdecyduje się na zakup modelu DBS bez patrzenia na suche dane techniczne. A szkoda, bo zapierają one dech w piersiach i powodują mocniejsze bicie serca każdego fana motoryzacji. Bazujący na modelu DB9 nowy Aston DBS nie jest tak elegancki jak DB9, ani tak młodzieńczo szalony i agresywny jak V8 Vantage.
To kwintesencja stylu i mocy opakowana w piękne kształty. Dzięki zastosowaniu karbonu do wykonania niektórych elementów karoserii, siedzeń i układu hamulcowego model DBS jest lżejszy o 100 kg od Astona DB9. Sześciolitrowy silnik V12 dysponuje mocą 517 KM i maksymalnym momentem obrotowym wynoszącym 570 Nm. Aston DBS przyśpiesza do 100 km/h w zaledwie 4,3 sekundy. Na lewym pasie autostrady DBS może pomknąć nawet 302 km/h, co na pewno pozwoli właścicielowi dotrzeć na czas. O wyhamowanie dba wyczynowy układ hamulcowy z ceramicznymi tarczami hamulcowymi o średnicy pizzy familijnej i specjalnie zaprojektowane do tego modelu opony Pirelli niemal wgryzające się w asfalt.
Czy ćwierć miliona euro to okazyjna cena za tego typu doznania? Cóż wszystko zależy od tego, czy mamy jeszcze wolne miejsce w garażu i czy ktoś mieszkający w pobliżu naszej posiadłości nie wpadnie na pomysł zakupu takiego samego egzemplarza.