Myślicie zapewne o jakimś egzotycznym aucie istniejącym w jednym egzemplarzu, z podrasowanym silnikiem, czekającym na arabskiego szejka gotowego zapłacić każdą cenę? Nic bardziej mylnego, chodzi bowiem o Porsche. Ale przy tym Porsche każdy inny seryjny model niemieckiej marki jest plebejskim wozidełkiem dla fryzjerów i niespełnionych kierowców rajdowych. Nawet zaprezentowane niedawno Porsche 911 Turbo cabrio, na którego bazie powstało to monstrum.
Oto produkt niemieckiego tunera 9ff z Dortmundu, oznaczony jako Turbo TRC91, łamiący wszystkie dotychczasowe wyobrażenia na temat szybkiej jazdy pod gołym niebem. Od seryjnego 911 Turbo cabrio różni się niewiele, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dodano 20-calowe koła (seryjnie 19-calowe), powiększono średnice ceramicznych tarcz hamulcowych, zmienił się kształt przedniego spoilera i tylnego skrzydła dociskowego, zamontowano także nowy układ wydechowy o przeszywającym ciało basowym brzmieniu zdolnym obudzić każde małe miasteczko ze snu. Z zewnątrz to wszystko, ale prawdziwe zmiany zaszły w jednostce napędowej. Powiększono jej pojemność z 3,6 do czterech litrów. Teraz moc podwójnie doładowanego boksera, to nominalnie 910 KM, podobnie jak jego maksymalny moment obrotowy wynoszący 910 niutonometrów! Nic więc dziwnego, że przy masie własnej 1300 kg, sprint do "setki" trwa zaledwie 3,1 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi – uwaga 392 km/h! W oficjalnym komunikacie prasowym tuner nie wspomina, czy można ją osiągnąć z otwartym dachem, ale na Boga – kto przy zdrowych zmysłach chciałby to sprawdzać?!