Choćby taki jak trzydrzwiowa Grand Vitara.
Dlaczego "wyjeżdżam" z Grand Vitarą? Nie tylko dlatego, że od strony gramatycznej jest rodzaju żeńskiego. Jak przeczytałem m.in. w "Rzeczpospolitej" z takim pięknym rodzajem (urodzajem!) klientów coraz częściej mają do czynienia sprzedawcy z salonów Japan Motors. Jak wynika z ich wyliczeń, aż 58% (!) indywidualnych nabywców zgrabnej trzydrzwiówki, to właśnie kobiety. Stąd z niekłamaną przyjemnością jako dziennikarKA odbierałam kluczyk od ciemnoszarej Grand Vitary. A potem już tylko testowałam – z subtelnością patrząc i dotykając, a drapieżnie dodając gazu, jak na kobietę idealną przystało.
Z początku samochód robi wrażenie trudnego do ujarzmienia. Po przekręceniu kluczyka w stacyjce 129-konny turbodiesel odzywa się z wyraźnym mruczeniem, a twardo wciskana "jedynka" sygnalizuje, że nie będzie mi łatwo zapanować nad Grand Vitarą kobiecą, delikatną ręką. Na szczęście to tylko pozory i przedwczesne lęki. Już kiedy puszczam sprzęgło, czuję jak łatwo poddaje się władzy "pantofla", jedynie przy wyższych obrotach objawiając w warczeniu common raila niewykorzystaną jeszcze moc silnika. Ale tą drapieżność silnika lepiej spożytkować później na wiejskich, zabłoconych duktach.
Na zatłoczonych ulicach i zapełnionych parkingach miałam ochotę przetestować bardziej uległą, miejską naturę Grand Vitary. I tu właśnie objawiła swoją wyższość nad pięciodrzwiową siostrą. Jest krótsza (o 465 mm), bardziej zwinna, lżejsza, co w praktyce oznacza sporą łatwość w przystosowaniu się do miejskich warunków. Całkiem elastyczne, jak na terenówkę zawieszenie – z przodu kolumny MC Phersona, z tyłu oś wielowahaczowa – eliminuje stres związany ze stanem polskich dróg, spory prześwit eliminuje strach przed wysokimi krawężnikami, a świetne wspomaganie kierownicy i zwarta bryła pozwalają zaparkować, a później wyjechać sprzed najpopularniejszego hipermarketu w mieście. A jeśli akurat zrobiłyśmy niezbędne zakupy to przyda się 184-litrowy bagażnik. Nieduży, ale „na waciki” wystarczy (w razie większych zakupów polecam złożenie tylnych oparć, co daje aż 516 l przestrzeni bagażowej).
Drapieżny diesel pod maską, solidna konstrukcja, zgrabne gabaryty i krótkie zwisy są nie lada zachętą do offroadowych przejażdżek. Teren jej nie straszny, kołysanie się na leśnych wybojach i wykrotach może być nawet przyjemne, ale przed wjechaniem w lepko-śliską glinę niech nas kobieca intuicja chroni. Bo na nic stały napęd na dwie osie i terenowe właściwości auta, jeśli na felgach mamy zwykłe szosowe opony. A przecież – nie oszukujmy się – na takich właśnie prawie zawsze jeździmy. Niejedna kobieta nieraz zjedzie swoją nową Grand Vitarą z gładkiej, nudnej dwupasmówki na drogę nieutwardzoną, choćby „alibi” miała stanowić świetna manicurzystka mieszkająca na stromej górce.
Wygody i funkcjonalności jest ci tu dostatek. Moimi faworytami zostały miękkie fotele, które stosunkowo łatwo dopasować do sylwetki oraz komputer pokładowy, który nie tylko cierpliwie wskazywał, sterował i przypominał, ale też pomagał dotrzeć prosto do celu, dzięki wbudowanemu systemowi nawigacji. Żal rozstawać się z takim komfortem. Stąd, kiedy oddawałam kluczyk od Grand Vitary przypomniałam sobie z uśmiechem słowa jednej z bohaterek filmu "Seksmisja": "A do czego służyli mężczyźni?"