Siedziba SUZUKI MOTOR POLAND. Ul. Jagiellońska 74, Warszawa, 24 kwietnia 2004. Wyjazd 9.00. Leje deszcz. Parkujemy Volvo na strzeżonym parkingu SUZUKI i jedziemy na wycieczkę. Autokar klasy turystycznej, około 15 osób plus prezes SMP H.UTO z żoną i organizatorzy.
Półtorej godziny nudnej jazdy do Eldorado koło Żelechowa, urozmaiconej jedynie krótkim występem artystycznym prezesa UTO na powitanie oraz wypełnianiem ankiety precyzującej w całostronicowych sformułowaniach prawniczych, iż wszelki nas kontakt ze wspaniałą technologią SUZUKI odbywa się tylko li i wyłącznie na naszą odpowiedzialność i organizatorzy oraz SUZUKI nie ponoszą kompletnie za nich odpowiedzialności – bez względu na to czy jest się kierowcą czy pasażerem pojazdu – co swoją drogą jest dziwne, gdyż to Oni wspólnie przygotowali trasę, ocenili przeszkody i wyprodukowali środki lokomocji, które mają stanowić atrakcję dnia.
No i wreszcie przyjechaliśmy. Autokar wypluł nas na drogę i organizatorzy w prześmiesznych strojach "ratowników medycznych" skierowali nas do białego namiotu na herbatkę i kawkę – położonego oczywiście w kosmosie – czyli jak najdalej od wejścia.
Po drodze mijamy scenę, na której katuje nasze gusta muzyczne jakiś zbiór grajków – jak się później okaże – nie dadzą nam odpocząć przez cały dzień…
W białym namiocie – podstawowym punkcie zbornym otrzymujemy OffRoad’owe prawo jazdy w zamian za oświadczenia wypełnione w autokarze – humory poprawiają nam smaczne zakąski z grilla i herbatka. Ogólnie catering zaczyna wskazywać na miłą imprezę. W pobliżu brzęczą wdzięcznie silniki Quadów zaś w tle słychać niezmordowanych muzyków.
Jako, że jesteśmy w czołówce gości, którzy dotarli, żywo rzucamy się w kierunku miejsca postoju samochodów terenowych, gdzie dumnie prezentuje się cała gama pojazdów SUZUKI z rodziny VITARA. W drogę wyrusza właśnie wielka, wiśniowa Grand Vitara XL7. Nie chcąc zbytnio pozostawać w tyle nacieramy na instruktora w srebrzystej Grand Vitarze. Miły Pan Robert Sobierski sympatycznie zaprasza nas do zajęcia miejsc (ja ląduję za kierownicą a Bożenka w roli pasażera), jako iż na co dzień powożę raczej sporą limuzyną a z jazdą terenową nie mam nic wspólnego, przechodzą krótkie szkolenie ze sposobu prowadzenia samochodu, jego możliwości i sposobu jazdy, po czym ruszamy w drogę z Robertem.
Początek jest luźny, troszkę polnych dróżek na zmianę z dziurawym asfaltem, aż po wyboistej, gliniasto-piaszczystej, polnej drodze docieramy w pobliże lasu, gdzie czeka nas pierwsza poważna przeszkoda – kilkunastometrowa błotnista breja z wodą i nieznanym podłożem. Za radą instruktora, zmieniamy napęd na 4WD-L i mkniemy do przodu przez błotko, mając jednak komfort psychiczny, gdyż w lesie stoi schowany Tarpan Honker z Krzysiem Zaczkiem, gotowym nieść nam pomoc, gdybyśmy zanadto zaprzyjaźnili się z błotkiem. Jednak dziś szczęście debiutanta jest ze mną i przejeżdżamy z gracją przez przeszkodę. Vitara sprawuje się znakomicie, w błocie wspomaganie działa sprawnie i dokładnie, silnik ciągnie równo kręcąc niezmordowanie nieco ponadwymiarowe oponki na kołach co w sumie razem, umożliwia mi przemknięcie przez pierwszą, poważną przeszkodę, gdzie rychło utknie wiele naszych naśladowców ;-).
Teraz opanowanie samochodu po wyskoczeniu z błotka, gwałtowny skręt w lewo i druga, nieco krótsza, ale za to zdecydowanie głębsza i trudniejsza przeszkoda błotna. Zaprawiony w pierwszym, zwycięskim boju; dodatkowo niesiony radością wspaniałej zabawy i kierowany celnymi radami instruktora sprawnie pokonuję próbę i nieco zachlapany błotem (hehe – trzeba było dokładnie zamknąć okno) pędzę przez las w kierunku kopalni piachu. Następnie dojeżdżamy szczytem wyrobiska, gdzie ponownie przydadzą się terenowe atuty Vitary. Zapinam napęd 4WD-L i w prawie kontrolowany sposób spadamy w przód po trasie z kilkumetrowego progu o nachyleniu przekraczającym 60 stopni. Poniżej z rosnącą adrenaliną, piłuję silnik, zbieram w poślizgu ciasny zakręt i wprowadzam samochód na kolejną próbę w piaskownicy – tym razem spadek jest dłuższy i bardziej ostry, następnie ostro do przodu, silnik wyje na drugim przełożeniu 4WD-L, bardzo ciasny (ok. 120stopni) zakręt w prawo pod górkę, kilka metrów prostej, korekta toru jazdy w kilku metrach na prostej i kolejny ostry, ciekawy spadek w dół z zakrętem w lewo, potem szybkie, kręte podjazdy w głębokim piachu i długą relaksacyjną prostą wyjeżdżamy ponownie na szczyt wyrobiska.
Zatrzymujemy się po lewej jego stronie i razem z Bożenką korzystamy z przyjemności zjazdu kolejką tyrolską. Po zabawie w piaskownicy wracamy do bazy.
Przejazd był bardzo ciekawy, nasz pierwszy kontakt z technologią SUZUKI zawartą w konstrukcji GRAND VITARA wypada dla bardzo korzystnie.
Niestety, widać już, że ludzi przybywa na pikniku i kolejka do następnych jazd rośnie nieznośnie – przyjdzie nam czekać ponad godzinę na następną przejażdżkę…
Szczęśliwie, catering w pełnej gotowości raczy nas smakowitą karkówką z grilla, świeżym chlebem, ogórkami kwaszonymi, piwkiem, herbatką, soczkami i owocami – co bardzo ochoczo konsumujemy.
Nasze oczekiwanie staje się nieznośnie długie, kiedy już prawie mamy namierzoną kolejną przejażdżkę inną VITARĄ, okazuje się nasza poranna trasa stała się nieco rozjeżdżona i kolejne załogi grzęzną coraz dłużej na przeszkodach – pokonanych wcześniej przecież bezproblemowo przez nas. Rozpoczyna się narada organizatorów i rozmowy o zmianie trasy, co rozwiewa nasze nadzieje na rychłą przejażdżkę. Jednak – nie ma tego złego, co by nam na dobre nie wyszło, na parking terenówek podjeżdża Krzysztof Zaczek w Honkerze (z silnikiem 2,5D IVECO). Nie myśląc za wiele – skutecznie negocjuję naszą przejażdżkę jego samochodem – w końcu to piknik SUZUKI MOTOR POLAND – a Honker Polskim produktem jest – więc konfrontacja będzie ciekawa.
Rozmowy organizatorów się przedłużają, w końcu zapada decyzja – obecna trasa jest zbyt terenowa – Krzysztof w Honkerze ma wytyczyć nową drogę dla samochodów SUZUKI. Zgodnie z umową wsiadamy do Honkera w roli pasażerów i jedziemy wytyczać trasę.
Jak mawiają – nie od razu Kraków zbudowano – pierwsza próba ustalenia trasy okazuje się nieudana, przejazd jest zbyt nudny i zdecydowanie za długi. Wracamy do bazy i ponownie odbywają się konsultacje.
Wreszcie znów ruszamy przecierać szlaki, tym razem dopinam swego i rozpoczynam swoją przygodę z Honkerem w roli kierowcy.
Nowa trasa jest znacznie krótsza ale też i ciekawsza. Po drodze pokonuję ciekawą i zdradliwą przeszkodę wodno-błotnistą, przy okazji okazuje się że nie mam zielonego pojęcia jak działa skrzynia Honkera, ale też prawdą jest, że wystarczy mu nie przeszkadzać to da radę przejechać prawie wszystko… gdyż rzeczona próba okazuje się być za chwilę zbyt trudna dla wielu samochodów SUZUKI GRAND VITARA… Nowa trasa przewiduje także przejazd przez znaną mi już piaskownicę – jest coraz ciekawiej, powoli zaczynam rozumieć sposób działania układu napędowego Honkera i idzie coraz sprawniej. Zręcznie przemykamy przez próby w piaskownicy aż napotykamy zakopaną w zakręcie na podjeździe trzydrzwiową VITARĘ.
Instruktor mówi krótko – wyciągamy. Podjeżdżam tyłem, zapinamy linę kinetyczną i jazda do przodu – przede mną koparka po lewej i głębokie na 4 metry rozlewisko wody w wyrobisku – jednak Honker pewnie szarpie zakopaną Vitarę i zatrzymuje się w bezpiecznej odległości – zadanie wykonane.
W zasadzie można jechać do bazy, ale oto nagle wyciągnięta przed chwilą przeze mnie Vitara zakopuje się ponownie w tym samym miejscu… eh no cóż – mam to już opanowane, podjeżdżam tyłem, tym razem instruktor z zakopanej Vitarki zapina line, sprawne szarpnięcie Honkerem i znów Vitara jest zdolna do jazdy, tym razem już uda się jej dalej kontynuować przejazd.
Jak po maśle pokonujemy pozostałe próby w piaskownicy, wyłączamy napęd 4WD-L i na klasycznym przełożeniu mkniemy do bazy. Za nami dociera także wyciągana przez nas Vitara – tym razem jej instruktor nieco dłużej wybiera kierowcę na następną przejażdżkę.
Jeśli chodzi o porównanie Honkera z SUZUKI GRAND VITARA – no to w zasadzie nie ma co porównywać. Suzuki to nowoczesne samochody terenowe, raczej komfortowe dla kierowcy i pasażerów, odpowiednio wyposażone też do jazdy na drogach utwardzonych i w mieście (klimatyzacja, ABS, poduszki, miła tapicerka, elektryczne szyby, itd.,, zaś Honker w moim odbiorze to raczej dość spartański pojazd w swojej konstrukcji, który potrzebuje rozumnego kierowcy – natomiast może wjechać, pokonać i szczęśliwie wyjechać bardzo trudne przeszkody terenowe, które kierowcy Suzuki Vitara mogą podziwiać jedynie w opowieściach i na zdjęciach lub jako pasażerowie… Honkera.
Aby potwierdzić swoją opinię, rozpocząłem w bazie polowanie na przejażdżkę Grand Vitara XL7 – największym, dostępny tam modelem samochodu terenowego Suzuki z rodziny Vitara.
Mój upór i cierpliwość zostały w końcu nagrodzone, po południu udaje mi się zasiąść za kierownicą wiśniowej Vitary XL 7. Niestety instruktor mówi, że po błocie nie ma już jeżdżenia, udajemy się zatem do doskonale znanej nam kopalni piasku. XL 7 sunie po drodze niczym dobrej klasy limuzyna. Przed piaskownicą zapinamy napęd 4WD-L i rozpoczynam pokonywanie przeszkód. W porównaniu do Honkera jest znacznie spokojniej i ciszej w środku, gdyby nie znaczne przechyły i konieczność intensywnej pracy kierownicą oraz gazem - rzecz by można komfortowo. Wykonuję klasyczny przejazd po zdefiniowanej trasie w wyrobisku piachu i wracamy do bazy. Przejazd krótki, komfortowy i trochę nudny – na zewnątrz samochodu widać jedynie umiarkowane zabrudzenia – adekwatnie z nieznaczną trudnością pokonywanych przeszkód.
Razem z Bożenką wykonujemy kolejne podejście do cateringu i spędzamy w ten sposób kolejną godzinę racząc nasze podniebienia wyśmienitą karkówką i pozostałymi elementami oferty żywieniowej – która, to podkreślam po raz kolejny, była bardzo mocną stroną imprezy. Od czasu do czasu dobiegają nas dźwięki przejeżdżających Quadów przeplatane odgłosami muzkopodobnymi z opisanego już wcześniej źródła.
Dobrze najedzeni, mamy ochotę na ekstremalne wrażenia, podczas gdy impreza chyli się już ku końcowi, dopadamy instruktora z małych, ale bardzo zwinnych, starszych modeli Vitar.
Widać, że swoje dziś już przeszły, ale nam właśnie o to chodzi, aby zadziało się ciekawego – po tym statecznym doświadczeniu z Grand Vitary XL 7.
Pan Piotr okazuje się strzałem w dziesiątkę. Na swojej kilkunastoletniej Vitarze pokaże nam wyczyny, których nie było w programie ;-), ale po kolei. Jako kierowca wspierany przez pilota Bożenkę, z instruktorem na tyłach, docieram do naszej, tak dobrze już znanej piaskownicy. Po zapięciu 4WD-L z łatwością pokonuję kolejne próby w kopalni piachu, samochodzik jest bardzo zwinny i doskonale jedzie w każdych warunkach. Na jednym ze zjazdów spotykamy zakopaną Grand XL7. Za pomocą naszej liny i małej białej Vitary wyciągamy go z powrotem na trasę.
Turyści z Grand Vitar wracają do bazy, zaś na placu boju pozostają prawdziwi pasjonaci z małymi Vitarami i zaczyna się wspaniała zabawa. Razem z Panem Piotrem pokonujemy trasę w drugą stronę. Strome, kilkumetrowe zjazdy są dobrym wyzwaniem dla małych zwinnych samochodzików i ich kierowców. Adrenalina rośnie. Zabawa się rozkręca. Nikt nie ma czasu robić zdjęć – jeździmy jak szaleni poza trasą pokonując trudne zbocza i załomy. Po ścianie piachu wygrzebujemy się na górę wyrobiska, podjeżdżamy do początku standardowej trasy i za kierownicą siada nareszcie Bożenka. Adrenalina u mnie i Piotra rośnie dwukrotnie. Jest fajnie. Krótkie szkolenie i Bożenka rusza.. Jakoś jedziemy… Pierwsza próba – spadamy w dół – ok., wyciąga, idzie ostro w lewy zakręt, hamowanie na szczycie, spadamy ostro najdłuższym zjazdem, przedni zderzak zarywa na dole w piachu, ale gaz w podłodze, pełna moc na kołach i wyjeżdżamy z próby zwycięsko. Z rykiem silnika Vitary i cichymi popiskami Bożenki „ała..ała”) trochę wypadamy z trasy, kosimy słupki oznaczające trasę ale wypełzamy jeszcze na płaski podjazd przed następnym skrętem w lewo i ostrym zjazdem w zakręcie, gdzie przed chwilą była zakopana XL 7. Niestety nie całkiem opanowany samochód przejeżdża moment skrętu i hamujemy na wprost poza trasą. Gaśniemy. Nic się nie stało, rozruch maszyny, Bożenka cofa i spadamy ostro w lewo, na dole gaz w podłodze, Suzuki wychodzi na dużej mocy z próby i pędzi do kolejnego skrętu w głębokim piachu, kosimy kolejne słupki oznaczające trasę, ludzie stojący na przedłużeniu naszego chwilowego toru jazdy mają strach w oczach i usuwają się na bok, jednak Bożenka – teraz już w akompaniamencie głośnych i niekontrolowanych okrzyków "AŁA… AŁA…" katuje silnik i skręca ostro w prawo, wzbijamy tumany piachu w powietrze ale utrzymujemy się w trasie i zwycięsko pokonujemy pozostałe próby w piaskownicy. Po płaskim podjeździe wdrapujemy się w końcu górę wyrobiska. Zatrzymujemy się.
Pan Piotr uważa, że teraz zjedziemy poza trasą - po stromej ścianie (nachylenie ok. 80%) wyrobiska, gdzie nikt jeszcze nie jechał. Jest coraz lepiej. Wysyłamy na rozpoznanie białą Vitarę – zjeżdża pomyślnie. Kierownicę ujmuje Piotr, Bożenka siada jako pasażer, ja z tyłu i jedziemy. Ostro w dół. Przechył jest prawie taki jakbyśmy stali pionowo na masce samochodu. Mimo tego zjeżdżamy pomyślnie i jeszcze wspinamy się podskokami na skarpę w poprzek wyznaczonego podjazdu z powrotem na górę wyrobiska. Zmiana miejsc. Teraz kolejno Bożenka i ja kierujemy małą Vitarą podczas spadania po urwisku na sam dół wyrobiska – to jest to o co nam chodziło. Jeździmy jeszcze trochę po piaskownicy i wracamy do bazy.
W zasadzie możemy już wracać do domu, ja zaliczam jeszcze przejażdżkę Quadem, ale bez większych emocji, pijemy jakiś soczek, gadamy chwilkę z dyrektorem Marcinem Zoll’em i idziemy do autokaru.
O 19 przybywamy do siedziby Suzuki w Warszawie.
Wsiadamy do mojego Volvo 940 i podążamy spokojnie do domu. To był dobry i ciekawy dzień.
Serdecznie dziękujemy firmie SUZUKI MOTOR POLAND za udaną imprezę, pełną ekscytujących wrażeń i ciekawych doznań. Pozostajemy w dyspozycji na przyszłość.
Pozdrawiamy,
Bożenka i Krzysztof